~~ Nie wierze, rozdział!
~~ Nie wiem czy to przez Strażników Galaktyki czy ki pies ale mam nadzieje że nie bo jak tak dalej pójdzie to napisze coś dopiero hmm ... jak wyjdzie Thor? xd
~~ Cieszcie się new rozdziałem i mam nadzieje że jakiś czytelnik jeszcze tam został xd
~~ Nie wiem czy to przez Strażników Galaktyki czy ki pies ale mam nadzieje że nie bo jak tak dalej pójdzie to napisze coś dopiero hmm ... jak wyjdzie Thor? xd
~~ Cieszcie się new rozdziałem i mam nadzieje że jakiś czytelnik jeszcze tam został xd
-To nie tak jak Kapitan myśli!-
usłyszał na wejściu Steve, gdy wszedł do Sali głównej- nie zabiłam tego
gościa!-
-Dobra, powoli- uspokoił ich- co się dzieje-
-Wysłaliśmy Velvet do tego więźnia żeby go postraszyła no i zaczęły
nam śnieżyć komputery …- zaczął tłumaczyć Banner.
-Ale nie tak że zaczął sypać śnieg- wtrącił mu się w słowo
Digger.
-No przecież Kapitan wie! Nie jest taki durny jak ty!- warknął
na niego Bruce gdy skrzyczany przez chwile się zlękł.
-A myślałem że po wczorajszym numerku z Wdową będziesz milszy- mruknął
gdy zielony wytrzeszczył oczy.
-Nie martw się, i tak wszyscy już wiedzą- przerwał to Steve gdy
Bruce tylko poprawił sobie okulary ciut zbity z tropu- Velvet poszła
przesłuchiwać, zaczęło śnieżyć i …?-
-I tak śnieżyło aż nie przyszła. A gdy już obraz działał to
włamywacz leżał na podłodze martwy!- wskazał na ekran- dalej tam leży-
-Zarobił kulke a pistolet leży koło niego … wygląda jakby
popełnił samobójstwo- zauważył Kapitan- zabierzcie go z stamtąd- popatrzył na
Velvet, która próbowała zachować spokój, jednak zdradzało ją nerwowe
trzepotanie nogą.
-Nie zrobiłam tego- powiedziała powoli gdy nawet Digger patrzył
na nią podejrzliwie.
-Na pewno Gwiazdeczko?-
-Harkness ty też?!- wręcz krzyknęła na niego- to tak mi się
odwdzięczasz za to ze pomogłam ci uciec z kicia?-
-Co to ma do rzeczy?- podniósł brew.
-Spokój- wtrącił się Cap- Velvet, czy ktoś cię widział gdy
wychodziłaś od więźnia?-
-No a kto mnie mógł …- i w tej chwili się zatrzymała- Saturnina
…!-ta ta, wiem ze mnie tak wszyscy kochacie. Po spotkaniu z Velvet poszłam sobie
do jadalni bo od tego wszystkiego zapomniałam zjeść. A tam … same pustki.
Nabrałam sobie żarcia i szczęśliwa zasiadłam do stołu. Już miałam się
rozkoszować ciszą i pysznym kąskiem gdy moje lampardzie ucho usłyszało cichy
szloch. Rozglądnełam się lecz nikogo nie zobaczyłam. Skoro nikogo nie ma to kto
szlocha? Szafka? Podrapałam się po głowie. Szafka! Podeszłam do niej powoli.
-Szafeczko co się dzieje?-
szepnęłam do niej, kucając przy niej- czemu płaczesz?- odpowiedzi nie
usłyszałam- może szafeczka chce się przytulić?- teraz usłyszałam ciche „mhm”-
to chodź szafeczko- rozłożyłam ręce- tylko wyjdź z siebie bo całej cię nie
obejme- no i jak poprosiłam tak zrobiła- Fran?- zdziwiłam się gdy to ona była tym
cichym łkającym stworzonkiem.
-Nie rozpoznałaś mnie?- spytała, wycierając łze i jednocześnie wychodząc z szafki, w której siedziała.
-No raczej trudno kogoś rozpoznać przez samo szlochanie-
wzruszyłam ramionami- co się stało?-
-Bucky … on pojechał razem z Ksenią- wyszlochała gdy ze
zdziwienia aż podniosłam brew.
-Co mu odbiło?-
-Nie jemu tylko Kapitanowi! To on go razem z nią posłał!- szybko
mnie przytuliła gdy powoli zaczełam ogarniać dlaczego Steve to zrobił.
-Mówił coś jeszcze? Na przykład dlaczego tak zrobił?- spytałam
gdy dziewczyna pociągnęła nosem i przestała mnie tulić.
-Kochanie jestem w domu!- dało się słyszeć w jadalni a po chwili
i widzieć sprawce, który tak krzyczał donośnym głosem- tęskniliście?-
uśmiechnął się, upuszczając na podłoge walizke- wiecie, możecie się zdecydować?
Bo latam tylko w te i we wte …-
-Ty!- krzyknęła Fran a jej włosy zrobiły się tak czerwone jakby
okres wyszedł jej nie z tej strony co trzeba.
-No ja latam w te i we wte! Własnie tak!- odparł jej pełen
pretensji gdy Fran jednak nie miała ochoty na żarty.
-To przez Ciebie Kapitan wysłał Buckyego z Ksenią!- krzyknęła i
w jednej chwili wyciągnęła mini uzi ze swojego kozaka.
-Jakie ty rzeczy trzymasz w tym bucie?!- krzyknął zdziwiony
Blaszak gdy ja szybko chwyciłam ją za strzelbe i wycelowałam nią w podłoge.
-Weźcie się opanujcie! Fran, uspokój się! A ty Stark nie
prowokuj!- krzyknęłam do nich gdy Tony założył ręke na ręke.
-Nie będzie mi smarkula rozkazywała-
-Zrobiłeś się bardziej upierdliwy niż byłeś- warknęłam gdy Fran
zaczeła się szarpać- zostaw!-
-Fran, rób co karze bo skończysz razem z włamywaczami w więzieniu-
stąpasz po cieńkim lodzie Stark!- poza tym Steve dobrze zrobił że smarka wysłał
daleko stąd. Wreszcie przejrzał na oczy- no i w tym momencie naważył sobie za
dużo piwa ponieważ w jednej chwili Fran wyślizgneła się z moich rąk, jej Uzi
stanął w płomieniach i zaczeła w Starka celować. Z krzykiem oddała strzał. Ale
czy oddała go celnie? Niestety tak … i niestety nie w niego … w ostatniej
chwili szarpnęłam za uziego tak że wycelowała we mnie … i w moją lewą ręke. Mój
wark chyba usłyszał nawet Bucky.
-Saturnina! Jezu!- Fran w mig złagodniała i włożyła broń z
powrotem do buta.
-Szybko, do Bannera- podbiegł do nas Stark chcąc owinąć mi ręke
koszulą.
-Ne dotykaj mnie!- warknęłam na nich- te wasze głupie sprzeczki!
Pieprzeni X-Mengersi! Debile jedne! Opanować się trzeba a nie!- moja ręka
zrobiła się teraz takiego samego koloru co włosy Fran przed sekundą- nie
dotykaj mnie!- krzyknęłam teraz do Fran, która chciała jakoś zareagować- Osz
cholera jak boli … !!-
-Saturn?- w jadalni pojawiła się Lana- Kapitan cię szu …-
zaniemówiła na widok mojej zakrwawionej ręki- ka … Jezu co ci się stało?!-
szybko do mnie podbiegła.
-Mieszkam z nieudacznikami! Zabierzcie mnie do Bannera!- krzyknęłam-
ale nie dotykać mnie!- jak ja jutro będę miała głos to będzie cud. Po chwili,
która dla mnie była prawie jak wieczność, doczłapałam się do Sali gdzie
przesiadywał doktorek razem z Kapitankiem i dwoma tłumokami.
-Uwaga! Przejście dla postrzelonej!- wielkie wejście Tonyego i
wielkie przerażenie w oczach tam przesiadujących.
-O nie … już zdarzyłeś coś zmalować?- westchnął Kapitan, patrząc
na całą akcje.
-Połóżcie ją tutaj!- krzyknął Bruce, robiąc mi miejsce na łóżku
lekarskim.
-Siostra!- krzyknęła do mnie Velvet biegnąc w moją strone- co
wyście jej zrobili! –
-To było niechcący!- odparła spanikowana Fran- celowałam w
Starka!- w tej chwili Kapitan się załamał.
-Dobra, spokojnie. Wyciągne jej te naboje- odparł Banner
odkażając narzędzia.
-Na … boje?- jęknęłam zwijając się z bólu.
-Z tego co widze to postrzeliła cię tym mini uzi, którego ma w
bucie więc masz więcej niż jeden nabój- odparł po czym delikatnie zaczął
opatrywać mi ręke. Do Velvet szybko dołączył Logan. A no tak, przecież on też
tu był. Jak mogłam zapomnieć …- zajmijcie ją czymś jak będę jej te naboje
wyciągać.
-Saturnina …- zaczął Kapitan, siadając na biurku koło mojego
łóżka- czy widziałaś może Velvet kiedy wychodziła z Sali tej tu obok?- patrz
jak wykorzystał.
-A … a co zmalowała?- spytałam, patrząc załzawionymi oczami na
nią. Velvet popatrzyła na niego z oczami
w stylu „nie mów jej”. I on załapał i ja.
-Chce po prostu wiedzieć-
-Nie- odparłam prosto z mostu gdy poczułam taki ból w ręce że aż
ryknęłam jak lampart. Logan chciał bliżej do mnie podejść ale Kapitan go
zatrzymał.
-Jesteś pewna?- spytał ponownie gdy zaczełam oddychac głęboko.
-Jezu czy to nie może poczekać?- jęknęła Fran, widząc jak
cierpie. Dziękuje ci!
-Jestem … pewna …- wysapałam lecz znów krzyknęłam- Banner co ty
tam robisz!-
-Dezynfekuje rane- wzruszył ramionami.
-Jak to ma tak wyglądać to mi tą ręke utnij!- krzyknęłam gdy
Boom przyglądał się tej całej akcji przez palce.
-Saturnina … powiedz prawde …- szepnęła Velvet gdy spojrzałam na
nią a potem na monitor. Próbowałam coś na nim dostrzec lecz przez łzy obraz był
zamazany. Nie miałam siły i ochoty kontynuować tej farsy tak szczerze …
-No dobra dobra widziałam ją! Gadałyśmy nawet troche! Banner
zlituj się! Walnij mnie w łeb czy cokolwiek żebym straciła przytomność nooo!-
na te słowa czarna odetchnęła z ulgą a Bruce wymienił porozumiewawcze
spojrzenie z Kapitanem.
-Spokojnie, mogę ci wstrzyknąć znieczulenie- odparł z uśmiechem.
-Możesz wstrzykać, wole igłe niż ten ból- jęknęłam po czym po
chwili znów popatrzyłam na niego- czemu mi jej wcześniej nie dałeś?-
-Wiedziałem że kłamiesz więc chciałem to z ciebie wyciągnąć tak
jak te naboje- odparł po czym zaczął umieszczać w strzykawce znieczulenie- i
nie radze ci się teraz rzucać bo wtedy ci ich nie wyciągne- westchnęłam głęboko i zamknęłam oczy. Po
chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za ręke. Otworzyłam powoli oczy po czym
ujrzałam że moją ręke trzyma Logan.
Blado się do niego uśmiechnęłam a on chyba odmienił mi tym samym. Albo
coś go postrzykneło w twarz. Nie
poczułam nawet igły i potem tego jak mi wyciągano kule. Nic. Wpatrywanie się w
oczy Logana ukoiło mój ból.