trwa inicjalizacja, prosze czekac...

poniedziałek, 19 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 44

~~ Hejoł! Oby wena była ze mną i oby tak dalej!
~~ Dla tych, którzy lubią ciekawostki: pisze teraz prace licencjacką. Znalazło się w niej miejsce na fantastyke i na miasto Gotham City! Pisać o czymś co się kocha, i to jeszcze licencjat, to najlepsza rzecz na świecie! :)
~~ Dla tych co nie wiedzieli to dodałam kilka dni temu jednorazówke "klikuniać" o Wigilii cz 1. Obym jak najszybciej napisała cz 2 :P
~~ Bajlandoooo !!


-Na pewno nic nie wiecie?-
-Niestety nie. Nic nam nie mówi-
-Jeśli się odezwie to dajcie mi znać. Tylko od razu-
-Dobrze Kapitanie. Żegnam-
-Do usłyszenia- westchnął wyłączając telefon po czym wpatrując się beznamiętnie w ekran. Nerwowo stukał palcami drugiej ręki w stół.
-Co kapitan taki nerwowy?- zza pleców usłyszał szept tak ciepły że w mgnieniu oka większość napięcia po prostu zniknęła.
-Wiesz dlaczego- odparł wpatrując się przed siebie gdy przybysz objął jego głowe i przytulił się do niej.
-Za dużo masz na głowie- mruknęła gdy na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu- musisz się jakoś odprężyć- szepnęła mu do ucha rozwiewając przy tym kolejną fale zmartwień.
-Musze się nimi zająć. Liczą na mnie- spuścił głowe gdy dziewczyna poluzowała uścisk po czym zjechała do jego ramion i powoli zaczeła je masować.
-Wiem. Ale ty też potrzebujesz odpoczynku- próbowała go przekonać lecz, widząc że kapitan nie reagował, postanowiła zadziałać- zaraz wracam- szepnęła mu do ucha po czym pocałowała w policzek i gdzieś uciekła. Steve kuknął za nią po czym się uśmiechnął. Przynajmniej na chwilke oderwał myśli od sytuacji, w której się teraz znajduje. Jakiś czas jeszcze posiedział u siebie, wgapiając się w ekran monitora i rozmyślając o przyszłym gościu, gdy ktoś przerwał jego rozważania.
-Kapitanku- usłyszał po czym odwrócił się w strone drzwi- można przerwać na chwile kapitańskie rozmyślanie?- Steve podniósł brew widząc włamywaczy wraz z Loganem stojących w drzwiach.
-Słucham- odparł im pogodnie poprawiając się na krześle.
-Ktoś tam się dobija na linii- kontynuowała młoda Halliwell.
-Czemu Bruce nie odbierze?- spytał zdziwiony blondyn.
-Właśnie nie wiemy gdzie on jest- wtrącił się Logan- nie ma go w biurze, nie ma go w siedzibie-
- A telefon dzwoni jak opętany- wzruszyła ramionami dziewczyna.
-To czemu nie odbierzecie?- podniósł brew kapitan.
-Nie ruszamy nie swoich rzeczy- odpowiedział Digger gdy Howlett tylko buchnął śmiechem.
-Jasne- kiwnął głową Rosomak gdy w tejże chwili stało się coś … eahm … śmiesznego?
-Czas na relaks Kapitanie!- w drzwiach od jego łazienki staneła Lana w całej swojej okazałości . Czyli w seksi bieliźnie. Migiem zasłoniła się skrzydłami gdy zauważyła przybyszów. Kapitan aż zrobił się czerwony gdy reszta gapiła się na Lady Dragon jak na ducha. Howlett po chwili zwątpił i zrezygnowany postanowił  stamtąd iść.
-To Kapitanie zostaw sobie na póżniej- przerwała niezręczną cisze Velvet, wskazując głową na Lane- teraz trzeba odebrać ten telefon- wskazała ręką w strone dochodzącego odgłosu gdy Kapitan westchnął po czym wstał z krzesła.
-Będę póżniej- szepnął do Lany gdy ta z burakiem na policzkach kiwnęła glową.
-Powiedział ze będzie później jak coś- powtórzyła Velvet gdy Steve zmierzył ją wzrokiem po czym wyciągnął z kieszeni pilota- dobrze już nic nie mówie- podniosła ręce po czym przepuściła kapitana. Digger został jeszcze chwile, patrząc ze śmiechem na Lane- Harkness!- wrzasnęła siostrunia gdy wołany aż podskoczył po czym poszedł za nimi.
-Niezły towar sobie kapitan znalazł- zaśmiał się włamywacz gdy brunetka spojrzała na niego z uśmiechem.
-Szkoda że Steve’i nie paraduje w bieliźnie. Też chciałabym się tym nacieszyć - westchnęła gdy Harkness podniósł brew- ciekawe co on tam ma pod spodem-
-Dobra już przestań - podniósł ręce gdy Velvet zwycięsko się zaśmiała. Po chwili byli już na miejscu. Kapitan zwinnym ruchem odebrał telefon. Na wielkim ekranie wyświetlił się jakiś człowiek. W tle słychać było krzyki i trzask łamanych kości i nie tylko.
-Kapitanie!-
-Uszanowanie Aaron. Coś się stało?-
-Właściwie…- zaczął po czym skierował obraz na „pole bitwy”. Widać było Starka i Buckyego którzy leją się w najlepsze oraz Bannera, a w sumie Hulk, który próbuje odciągnąć tego playboya od siedmiu boleści. Ah, to już wiadomo gdzie Bannerka wywiało.- … tak- Kapitanowi prawie gały wypadły z orbit.
-Zaraz tam będę- odpowiedział po czym się wyłączył.
-Ale burdel- mruknęła Velvet gdy Rogers złapał się za głowe i nią pokiwał.
-Niech Kapitan leci i ratuje Żołnierzyka. Szkoda chłopaka- odparł mu Harkness gdy Steve kiwnął głową po czym gdzieś zadzwonił.
-Lana, chodź tu i popilnuj więźniów- powiedział do telefonu.
-Tylko niech przyjdzie ubrana w tą seksi bieliznę- zażartował Digger gdy Steve migiem nacisnął przycisk z prądem. Raczej nie było mu do śmiechu.
- … niech szef jeszcze raz naciśnie- kiwnęła głową Velvet gdy obolały Boomerang powoli podnosił się z ziemi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Stark!- krzyknął Kapitan, gdy wpadł do restauracji. W sumie do tego co po niej zostało. Dopiero na jego głos Tony się zatrzymał. Akurat klęczał nad biednym zmasakrowanym Buckym. W sekundzie dostał po karku strzelbą przez Fran przez co opadł na podłoge.
-Ty chory pojebie!- krzyknęła, odpychając go jak najdalej od Żołnierza.
-Tony dlaczego- jęknął Kapitan gdy powoli Blaszak podnosił się z gruzów. Do restauracji wpadł też Angel. Gdy zobaczył pobojowisko złapał się za głowe.
-Aaron nie martw się, Tony zapłaci za szkody- zapewnił właściciela Rogers gdy Stark głęboko westchnął. Kapitan zmierzył go wzrokiem po czym podszedł do Buckyego, trącając po drodze Stalowego człowieka ramieniem.
-Jasne- zaczął Iron Man odwracając się w strone swojego przyjaciela- w twoich oczach już na zawsze będę winowajcą?-
-Sam tak traktujesz Barnesa- odparł mu gdy Stark przybliżył się do nich na taką odległość że Fran, wystraszona że może się znowu rzucić na bruneta, zaczeła w niego celować.
-Zabił mi rodziców, powiedz mi jak mam go traktować?- warknął gdy Steve ze stoickim spokojem próbował wpoić mu troche rozumu do głowy.
-Taki jesteś szybki jeśli chodzi o ocenianie innych a sam zapomniałeś że przez twoją broń gineli ludzie. Na pewno było ich o wiele więcej niż tych, którzy zgineli z rąk Barnesa. I tak jak on nie miałeś o tym pojęcia. Zastanów się chociaż raz zamiast co chwile podkreślać swoje „ja”- po tych słowach wziął pod pache Buckyego- Aaron chodz z nami. Ustalimy wszystkie opłaty w naszym sektorze-
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~  
-Niech ja go dorwe- warczała sobie pod nosem Fran, delikatnie opatrując twarz Barnesa. Przemywała mu wacikiem opuchnięte oko gdy znaleźli się znów na tej samej kanapie, na której przed kilkoma godzinami smażyła mu jajecznice na ręce- jak on mógł. Tak przy wszystkich. Ten gość poza sobą chyba nikogo nie widzi- wkurzona przecierała mu oko gdy ten szybko złapał ją za ręke.
-Fran nie złość się tak bo mnie zaraz spalisz- poprosił gdy spuściła głowe próbując ochłonąć. James niestety nieźle oberwał, chociaż po przemyciu ran nie wyglądało to najgorzej.
-Mówiłeś- zaczeła odgarniając sobie włosy z policzka- żeby nie zwracać na niego uwagi- popatrzyła na niego gdy ten się tylko uśmiechnął- więc po kiego grzyba wysmarowałeś mu ryja czekoladą?- spojrzał na nią gdy ta zmoczyła wacik po czym zaczeła wycierać mu czoło.
-Bo zrobił ci krzywde- na te słowa Czerwona na chwile przestała wykonywać swoją czynność. Popatrzyła na bruneta, któremu uśmiech dalej nie schodził z ust- a ciebie się nie tyka- sprecyzował gdy dziewczyna nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Popatrzyła na niego zagubionym wzrokiem po czym przysunęła się bliżej, przemieszczając ręke z czoła na jego policzek. Zrozumiała że chyba mu na niej zależało. Chyba bardzo. Dał się katować Tonyemu ale, gdy tylko ją dotknął, Bucky dostał furii. Nie wiem czy to wyrazy wdzięczności czy chemia doprowadziły do kolejnego wydarzenia, ale kogo by to obchodziło. Tym razem to Fran przejęła stery gdyż pocałowała Buckyego! A niby gdzie jak nie w usta? James chyba się tego kroku nie spodziewał ale był raczej mile zaskoczony.  Odwzajemnił z przyjemności delikatny pocałunek. Wiecie co się robi gdy ktoś w końcu się pocałuje?
-Brawo!- no właśnie, klaska się.
-Nie no serio?- zaśmiała się Fran, odrywając się od bruneta gdy intruzi dalej klaskali.
-Ale klaskamy za to że Bucky sprał Starka- odparł mu Digger gdy Zimowy Żołnierz  pokiwał głową ze śmiechem.
-Ale on też nieźle oberwał- dodała brunetka- za to ma dobrą opieke-
-Fajnie was widzieć poza celą- spojrzała na nich Fran zmieniając szybko temat gdy ci tylko się wyszczerzyli- a ty co to za naszyjnik masz?- spytała, gdy Velvet popatrzyła po sobie.
-Digger mi dał żeby „zasłonić” tą obroże pod prądem- chwyciła naszyjnik, który miał na końcu zawieszke w postaci głowy jednorożca. Nic nie zasłaniał ale za to siostra wyglądała tulaśnie. Tfu.- i tak nie zasłania ale przynajmniej odwraca uwage-
-A ty co daleś swojej damie, pando?- zaśmiał się Harkness tuląc do siebie Velvet. Brunet tylko się uśmiechnął po czym spojrzał na czerwoną.
-A ja dla niej użyłem twarzy Starka jako ścierke do brudów-

sobota, 10 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 43

~~ Heeeej hooo moi drodzy! Już grudzień! (no co ty). Tak tylko dla przypomnienia :P
~~ Rozdział ciut długi ale za to skupiony na konkretnej "parce". Dam wam odsapnąć od tych nieszczęsnych włamywaczy :D
~~ Mam pomysła na jednorazówke. Będzie ona nosiła nazwe "Wigilia". Już 5 stron napisanych ale czy uda mi się dokończyć? Jeśli mnie podopingujecie to raczej tak!
~~ hoł hoł hoł!


Był już ranek. W sektorze ALFA nawet panowała cisza. Ciut niepokojąca. Ale tą cisze zagłuszało … skwierczenie? Bucky, który zdrzemnął się na kanapie, powoli się przebudzał, słysząc coś dziwnego i czując w powietrzu jakiś pyszny kąsek. Ale to co zobaczył po przebudzeniu ciut go zaskoczyło. Ciut bardzo.
-O dzień dobry- uśmiechnęła się Fran siedząc obok niego na kanapie.
-Czy ty … robisz jajecznice na moim metalowym ramieniu?- spytał nie wiedząc czy dalej śpi czy przypadkiem ma jakieś omamy.
-No- odparła nie zaprzeczając gdy brunet przyglądał się jej poczynaniom z wielką uwagą. Pod jego ramieniem trzymała swoją ręke, na której tlił się ogień. Jego metalowe ramie zaś było przykryte smażącym się jajkiem, którego od czasu do czasu czerwona śturchała widelcem.
-Ty to dopiero nadajesz się do czubków- zaśmiał się gdy Fran podniosła brew cwano, odkrawając kawałek jajka i próbując je.
-Mm ale za to jakie dobre jajo mi wyszło-
-Skąd je wzięłaś?-
-Ukradłam ci jedno jak spałeś- wskazała widelcem bardzo dyskretnie na jego rozporek, gdy Bucky w jednej chwili przestraszony spojrzał odruchowo w dół.
-Spróbowałabyś- zagroził jej drugą ręką gdy ta tylko pomajtała brwiami- może ściągniesz mi tą jajecznice z ręki i pójdziemy zjeść coś porządnego?- zaproponował gdy dziewczyna zgarnęła jedzenie na talerz.
-A co proponujesz?- spytała zaciekawiona.
-Zapraszam cię do restauracji na śniadanie- chwycił chusteczke i zaczął sobie czyścić ręke ale, że była dalej nagrzana, poparzył się i szybko przestał ją wycierać- oczywiście jak przestanie mi ręka płonąć jak pochodnia-
-Włóż do zimnej wody i powinno pomóc- zaproponowała gdy Zimowy Żołnierz wstał kiwając głową.
-Ty mi robisz jajecznice na ręce a ja zapraszam cię na śniadanie. Jaki ja jestem miły- wzruszył rękami gdy dziewczyna się zaśmiała i pospiesznie wstała z miejsca.
-No wiem- ci to się fajnie dogadują. Ta mu podgrzewa rękę i robi na niej jajecznice a ten jeszcze ją zaprasza na śniadanie! Co z tymi ludźmi jest nie tak?!
-Który stolik?- spytał ją gdy weszli do restauracji. Dziewczyna była w szoku. Chyba nie spodziewała się że na serio ją zaprosi na śniadanie. I to do wykwintnej restauracji.
-Eahm- otrząsnęła się- może tam w kącie?- wskazała na miejsce przy oknie. Brunet tylko przytaknął po czym udali się we wskazane miejsce. Bucky, jako że dżentelmen dawnych czasów, odsunął ładnie Fran krzesełko. Dziewczyna, troche zdziwiona, usiadła i podziękowała mu. Z uśmiechem zaś przycupnął przodem do niej lecz tyłem do wyjścia. Dlaczego wam to mówie?
-Miejsce dla jednej osoby poprosze- dało się słychać ten głos wiejący wielkim ego na kilometr.
-Cholera- zaklęła pod nosem czerwona gdy brunet zdziwiony uniósł brew.
-Co się stało?- spytał gdy nieproszona osoba w tejże chwili ich dojrzała.
-Tylko spokojnie- Fran nie odrywała oczu od przybysza bacznie go obserwując- no chyba sobie żartuje- jęknęła- idzie tu-
-O kogo ci cho …- nie skończył gdy obgadywany pojawił się koło nich.
-Witam- odparł ze stoickim spokojem Blaszak gdy Barnes zrobił się prawie że biały.
-Ostrzegam Stark- zaczeła Fran, wskazując na swojego Mini-Uzi schowanego pod stołem- nie radze zaczynać-
-O matko wy już myślicie ze was wypatrosze?- zaśmiał się tak jakby brunet był jednym z jego niewielu przyjaciół- nie no co wy- poklepał ich po plecach- chciałem życzyć wam miłego śniadania- uśmiechnął się ciepło po czym zaczął rozmyślać nad stolikiem- hmm … spokojnie, sam znajde- dał znać kelnerowi, który machał mu ręką czy mógłby mu jakoś pomóc- może tu?- gwałtowie odsunął krzesło, które stało za Buckym, i walnął nim o krzesło bruneta- oj przepraszam-  uśmiechnął się sztucznie, ale tak sztucznie że nawet rzeczy robione w Chinach się nie umywają do jego uśmiechu.
-Zabije go zaraz- warknęła Fran gdy Bucky tylko uspokoił ją machnięciem ręki.
-Nie zwracaj na niego uwagi- dodał- wybieraj co chciałabyś zjeść. Ja stawiam- uśmiechnął się do niej gdy ta wzięła głęboki wdech po czym zaczeła przeglądać karte, bacznie jednak kukając na poczynania Tonyego.
-Hm- mruknęłam- może jajecznice?-
-A ty tylko o jednym- zaśmiał się brunet gdy dziewczyna tylko kukneła na niego po czym wróciła do przeglądania menu.
-Czyżby tam na dole miał zepsute jajeczka?- było słychać śmiech Blaszaka gdy Bucky zacisnął żęby i, jakby nigdy nic, szukał dalej odpowiedniego dania.
-Ja bym mu przypieprzyła- warknęła zirytowana czerwona gdy brunet tylko pokręcił głowa- Czemu?- prawie że jęknęła.
-Nie będziemy wskrzeszać bójki w publicznym miejscu- szepnął do niej gdy ta prychnęła po czym zamknęła menu- chce jajecznice- powiedziała pewna siebie- z bekonem- prawie że przeliterowała gdy Bucky podniósł brew i kiwnął  powoli głową.
-Eh- westchnął Tony po czym odsunął krzesło tak że znów pchnął nim bruneta, który cierpliwie znosił jego docinki- tu mi chyba nie będzie wygodnie- przesiadł się do środkowego stolika tak, że mógł dokładnie obserwować swoje ofiary. Bucky niestety dalej siedział do niego tyłem za to Fran mogła go oglądać w całej jego okazałości. Stark szybko przywołał kelnera po czym i on zamówił. No cóż, miało być romantyczne śniadanie we dwoje a jest … niesmaczne śniadanie we dwoje ze Starkiem. Znaczy śniadanie chyba smaczne ale … jak na razie przekonała się o tym bluzka Buckyego, gdy kelner, niechcący lub chcący, wywalił na niego talerz z gorącą jajecznicą. Oczywiście nie trzeba daleko szukać winowajcy. Przy stoliku złowieszczo rechotał sobie Blaszak, siorbiąc niewinnie kawe.
-Patrz jak sobie siorbie tą kawke- warknęła Fran, gdy brunet doprowadził się jakoś do porządku- jakby mu tak wsypać środek na przeczyszczenie …-
-Fran- zatrzymał ją po tym jak sam napił się swojego brązowego energetyka z kofeiną- musimy zachowywać się normalnie. Nie zwracać na niego uwagi-
-Oj Bakuś powtarzasz się- pokiwała głową- nie zaznam spokoju póki ktoś go nie walnie z liścia, łokcia, z buta, z czegokolwiek- wzięła wdech – chyba że ja go walne- powoli wyciągała swojego Mini-Uzi ale brunet szybko położył jej ręke na spluwie.
-Spokój Migrena- zaśmiał się gdy ta tylko zmierzyła go wzrokiem. Nagle dało się słychać jakby … jakiś bulgot. Bucky aż wytrzeszczył oczy.
-O nie …- popatrzyła na niego Fran, wiedząc co może się kroić- tylko nie mów że…- wtedy właśnie dało się słychać kilka soczystych pierdów, tak że połowa Sali odwróciła się w ich strone. Bucky, czerwony jak burak, migiem ją przeprosił po czym pobiegł do łazienki. Czerwona od razu skierowała wzrok na sprawce, który próbował powstrzymać się od śmiechu ale … jakoś mu to nie wychodziło. Nabrała powietrza w płuca (tak, tego spierdziałego) po czym się zakrztusiła ale dumnie wstała i pewnym krokiem podeszła do Starka. Uśmiechneła się sztucznie po czym usiadła przed nim na krześle.
-O widzisz, kto tu do mnie zawitał- odparł z wielkim zaskoczeniem gdy Fran tylko zmarszczyła czoło.
-Odwal się od nas Stark. Wiemy że to twoja sprawka- warknęła gdy ten podniósł tylko ręce na znak że nie wie o co chodzi -Mam cię na oku Kupo żelaza- przymrużyła oczy- nie radze ci ze mną zadzierać. Poprzednią walke przegrałeś, pamiętaj- wskazała na niego palcem po czym odeszła bo czuła że jeśli pogada z nim dłużej to mu się oberwie. Mineło kilka ładnych chwil zanim Bucky wrócił na stanowisko. Tony wytrwale siedział przy stoliku i zamawiał kolejne żarcie. Takiemu to dobrze. Tym razem przyniesiono mu kawałek tortu. Tony daj troche łajdaku.
-I co straciłem?- spytał, siadając do stołu.
-Nic- wyszczerzyła się po czym położyła swoje ręce na jego- mam nadzieje że umyłeś- na te słowa brunet uśmiechnął się i kiwnął głową.
-Ale nie radze wchodzić do łazienki- skrzywił się gdy dziewczyna poszła w ślady śmiechowej krainy- przepraszam cię … no wiesz …- zaczął się tłumaczyć zakłopotany gdy Fran tylko machnęła ręką.
-Przecież to wiadome że to przez tego opychającego się pysznym czekoladowym tortem narcyza- aż jej ślinka pociekła- też chce- oznajmiła a brunet migiem zawołał kelnera. Gdy Bucky przez chwile stracił czujność, Fran zauważyła że Tony porozumiewa się z ich kelnerem językiem migowym. Zmierzyła obu wzrokiem po czym zacisnęła mocniej swoje dłonie, które trzymały o wiele większą od jej ręke bruneta.
-Proszę, oto deser- podał im pyszności gdy ci podziękowali nie mogąc się doczekać kiedy tego spróbują.
-Chwila- zatrzymała Buckyego, gdy ten sięgał po widelec. Wzięła swoje narzedzie do pałaszowania tortów po czym ukroiła kawałek posiłku bruneta. Nic się nie stało- okey- odparła ze spokojem i uśmiechnęła się. Buckyemu zaś przemknął po twarzy cień uśmiechu. Chyba podobało mu się że Fran tak się o niego martwi.
-Ciekawe jak smakuje- rzucił Bucky jedząc kawałek swojego ciasta.
-Przekonamy się- odparła mu czerwona i bez zastanowienia wbiła widelec w swoje ciasto. Nagle ono wystrzeliło w powietrze, brudząc przy tym czerwoną i prawie że wszystko dookoła.
-Kurde, pomylił osoby- warknął pod nosem Stark, gdy dziewczyna zaczeła sobie pocierać oczy. Najwyraźniej była tam też papryczka chili.
-Wody Bucky, wody!- krzyknęła gdy brunet porwał komuś butelke wody po czym zaczął płukać jej oczy w międzyczasie gdy Tony tylko drapał się po szyj skołowany, robiąc te swoje miny Ala „oj zjebałem”. Gdy Fran przestały piec oczy i dostrzegła cień czegokolwiek, brunet, w bardzo powolnym tempie, obrócił się w strone sprawcy. Tego było już za wiele. Migiem znalazł się przy stoliku Starka, który przez chwile nie wiedział czego może się spodziewać.
-Możesz mnie dusić, strzelać do mnie, podkładać mi środki na przeczyszczenie, ośmieszać przy ludziach- uwaga, monolog Jamesa Barnsa- możesz mnie nawet posiekać na kawałki- wziął chwile oddechu w międzyczasie patrząc Starkowi głęboko w oczy- ale Fran masz nie dotykać nawet palcem- wycedził przez zęby gdy Tony podniósł brew i jakby nigdy nic odparł.
-A dwoma?- no i … zapoczątkował kolejną wojne domową. W jednej chwili Bucky wziął jego głowe i pięknie cisnął nią w czekoladowy tort, który Stark właśnie jadł. Ruszał nią jak wałkiem do rozwałkowania ciasta. Gdy Tony podniósł głowe to miał ją dosłownie całą w czekoladzie.

- … teraz przegiąłeś- szepnął Blaszak. Chyba nie musze wam mówić co się póżniej działo …

czwartek, 24 listopada 2016

ROZDZIAŁ 42

~~ Siemaneczkoo!!
~~W ten paskudny dzień, będąc znów przeziębiona (ah ta słaba odporność) przepisałam i opublikowałam rozdział! (tak słucham uważnie wykładów że aż rozdziały na nich pisze xd)
~~ Miałabym taki mały pomysł:
jakbyście byli ciekawi w jaki sposób Velvet poznała Boomeranga i co się z nią działo, to mogłabym w międzyczasie publikować rozdziały, które opowiadają własnie o tym. Mam już plus minus wszystko uporządkowane więc tylko siąść i pisać :D
~~ Onlyy imagiineeee and enjoooy the rozdziaaał!!
~~ PS: czo oni zrobili z tym bloggerem? :O Podrasowali skubańce.
(Eveline i jej problemy z Cyklopem xd)

-Stark?- zdziwiony futrzak przystanął w pracowni patrząc na intruza.
-Tak kochanie?- odparł mu, grzebiąc w jakichś narzędziach.
-Co tu robisz o tej porze?- spytał go gdy Tony tylko blado się uśmiechnął.
-Nie mogłem zasnąć- mruknął- więc postanowiłem popracować- wytłumaczył mu, przywołując do siebie skafander- Jarvis, zrób próbny przelot po siedzibie-
-ROBI SIĘ SZEFIE-  po czym wyleciał z pomieszczenia, prawie zderzając się z szefem bazy ETA.
-Tony!- krzyknął gdy wołany popatrzył na niego ze stoickim spokojem.
-No co, trzeba być czujnym- bronił się gdy poszkodowany tylko zatrzepotał skrzydłami- ale szef i tak ma dobry refleks-
-Dziękuje- kiwnął głową ale szybko zmienił temat- nie chce być niemiły ale …-
- … kiedy sobie stąd pójdziesz?- dokończył Hank gdy obgadywany, mrużąc oczy, przywołał swój skafander przez co jego „goście” musieli się schylić by na nich nie wpadł.
-Wcale mnie to nie zabolało- odparł obojętnie. A przynajmniej tak próbował.
-Zrozum że twoja obecność tutaj tylko wszystkich drażni- wytłumaczył mu Angel, jednak Tony wydawał się niezainteresowany tym co do niego mówił- wróć do sektoru ALFA. Tam jest twoje miejsce- zdołał usłyszeć tylko końcówkę. Kochany Tony, jak zwykle nikogo nie słucha- idź chociaż pogadaj z Kapitanem- prawie że go błagał. Blaszak jednak wydawał się być dalej w swoim świecie i miał gdzieś tych, z tego świata. Był bardzo uparty. Skoro Ameryka wybrał Buckyego to on nie zamierzał się wtrącać w ich „wielką miłość”, jak to kiedyś ujął w rozmowie z Vagnerem. Z tym ostatnim, od czasu do czasu, miała kontakt Eveline, która wszystko później przekazywała Rogersowi. Chyba czasami żałował że ma nas wszystkich na głowie … Z Ksenią, po tej okropnej wiadomości o jej przeniesieniu, kapitan rozmawiał często gęsto. Ani razu jednak nie spotkała się z Thorem. On zaś dalej nie wiedział że za chwile jej może zabraknąć. Żadnej poczty pantoflowej? No tak, brak Tonyego brak ploteczek.
-Nie …- usłyszeli we śnie nasi „strażnicy” – Nie śpie … jestem przytomna … nie włączajcie alarmu … nie włączajcie alarmu!- ostatni krzyk rozbudził ich do końca ze snu, zrywając ich prawie że na równe nogi. W celi zobaczyli śpiącą brunetke, przewracającą się nerwowo na boki mówiąc a czasem i krzycząc przez sen.
-Co się z nią dzieje?- szepnęła Fran, widząc jak Digger siedział przy dziewczynie, delikatnie przytulając ją do siebie.
-Ma koszmary- wytłumaczył jej Harkness, gdy dziewczyna zaczeła wierzgać nogami- przynieście mi piwo- poprosił lecz gdy Velvet zaczeła wrzeszczeć, krzyknął- już!- na te słowa Bucky zerwał się z miejsca, chwycił butelke piwa po czym podleciał do krat i podał mężczyźnie alkohol. Siostrzyczka zaś nie przestawała krzyczeć. Mówiła coś o gaszeniu światła, o nie biciu jej, o zostawieniu jej w spokoju, o alarmie. To było  przerażające. Dla nich pewnie też. Digger w jednej chwili otworzył butelke zębami po czym wsadził ją do ust brunetki, budząc ją w międzyczasie.
-Już dobrze Gwiazdeczko- szeptał do niej gdy ta otworzyła oczy, dysząc ze zmęczenia, z przerażenia … ze wszystkiego.
-Niech mnie nie zabierają …- szepnęła- niech zgaszą światło … niech zgaszą ten alarm …- mruczała pod nosem, patrząc tępym wzrokiem w sufit, gdy mężczyzna podniósł ją, by było jej wygodnie, i dalej podawał alkohol. W jednej chwili opróżniła całą butelke. Wsiu i nie było. Musi mnie tego nauczyć … Opróżniwszy butelke, Velvet, dalej dysząc, zamknęła oczy i wytarła ręką spocone czoło.
-Już dobrze … już po wszystkim …- przytulił ją do siebie, głaskając po głowie. Wow Digger taki troskliwy Wow.
-Boom …- szepnęła gdy ten mruknął na znak że ją słucha- … znowu krzyczałam?-
-Nie było aż tak źle- uśmiechnął się- obudziłaś tylko naszych przyjaciół koło celi- uspokajał ją gdy ta wzięła głęboki wdech po czym wtuliła się w niego i powoli zasneła.
-A jeśli znowu zacznie …- nie dokończyła Fran gdy Digger załagodził jej zapał.
- Jest pod wpływem alkoholu. Nie będzie już miała koszmarów-
-Chyba musimy zawiadomić kapitana- popatrzył na czerwoną zimowy żołnierz.
~~~~~~~~~~~~~~~~   
-Myślisz że faktycznie przyjdą i cię zabiorą do wojska?- spytała Eveline, gdy jadłyśmy śniadanie w stołówce. Ruda wydawała się być nieobecna. Chyba się tym przejęła. Jednak nie chciała by ktokolwiek powiedział o tym Thorowi. A Bóg Wszechmogący (że co Saturn?) wcale nie był taki głupi na jakiego wyglądał. Czuł że coś się kroi. Wyczuwało się to na kilometr. Jednak nikt nie puścił pary z ust. Gdy nie ma Starka jest solidarność. Ale Blaze się kilka razy do tego przymierzał więc Tony miałby godnego siebie zastępce.
-Chyba tak- odparła po długim milczeniu gdy zapomniałam nawet jakie było pytanie.
-Nie chcemy żebyś jechała- jęknęła Lana gdy Ruda uśmiechnęła się do nas.
-Chwila przerwy od tej siedziby na pewno dobrze mi zrobi- chyba ma nas dość- zawsze będę o was pamiętać-
-Tylko masz nas odwiedzać gnoju- wskazałam na nią gdy ta kiwnęła głową. W sumie mi też przydałyby się wakacje.
-Hej Saturnina- przy naszym stole przystał Logan. Oniemiałam na jego widok- Kapitan cię wzywa. Chyba podjął decyzje w sprawie włamywaczy- krótko i zwięźle. I oficjalnie. Zmierzył mnie wzrokiem po czym odszedł od stołu.
-A wy dalej drzecie koty?- podniosła brew Lana, wodząc za Howlettem wzrokiem.
-Jak widać- westchnęłam- Ksenia, chyba pojade z tobą-
W głównej sali, gdzie stała cela z tymi bandytami, Kapitan chodził w te i nazad niespokojnie. Wysłuchał część historii siostruni, którą opowiedział mu Bucky po porannym przebudzeniu po czym próbował to przetrawić. W międzyczasie zjawiłam się we wskazanym miejscu.
-O co chodzi Kapitanie?- spytałam wchodząc do pomieszczenia i nie patrząc w ogóle w strone celi.
-Saturnina- zaczął, gdy podeszłam do niego bliżej- wiem że to co zaraz usłyszysz raczej ci się nie spodoba, ale sądze że nie mamy innego wyjścia- nieźle się zaczyna …- Digger i Velvet zostaną wypuszczeni z celi do końca wizytacji Alana- KURWA CO?!- oczywiście z obrożą tak jak wam tłumaczyłem na zebraniu-
-Z całym szacunkiem ale Kapitan jest nienormalny-
-Możliwe- kiwnął głową Rogers wpatrując się w okno gdy prawie że wyszłam z siebie.
-Kto jest za tym by zmienić Kapitana?- krzyknęłam gdy Bruce, który cały czas nas obserwował zza komputera, podniósł brew z grymasem na twarzy- enybody?!- rozglądnęłam się jednak nikt nawet nie drgnął- Świetnie- mruknęłam- ale nie chce ich widzieć na oczy- wskazałam na Rogersa.
-Jeśli do końca wizyty nie zmienisz zdania to wrócą do celi- zapewnił mnie Kapitan gdy jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Bez słowa wyszłam z pomieszczenia, nie zwracając uwagi na krzyki Bannera, który próbował mnie przywołać. Nie tym razem Bannuś.
~~~~~~~~~~~~~~~
-Dobrze usłyszałem?- spytał z zaskoczeniem ale i też z radością Digger, gdy do celi wszedł Kapitan, razem z Laną, która trzymała w ręce dwie obroże.
-A siostrzyczka nie wyniesie się z siedziby przez to?- podniosła brew Velvet gdy Rogers kiwnął swojej dziewczynie by założyła brunetce urządzenie na szyje- hm czyli pewnie się wyniesie-
-Nie wyniesie- odparł Steve, patrząc uważnie na więźniów gdy Lady Dragon ostrożnie zakładała sprzęt.
-Nie boicie się nas?- podniósł brew ze śmiechem Harkness gdy Kapitan wskazał na stojących przy celi Buckyego i Fran, którzy celowali do nich z broni- oni są z naszych. Nie strzelą do nas- chyba zbytnio im ufał gdyż milimetr od niego przeleciała płonąca kula z ukochanej broni czerwonej.
-Widze właśnie- uśmiechnął się Rogers, widząc że byli mu lojalni- wiecie jak działają te obroże?- spytał gdy Lana skończyła zakładać brunetce urządzenie i wzięła się za mężczyznę.
-Wybuchną nam głowy?- spytal Digger gdy blondyn pokręcił przecząco głową.
-Jeśli zaczniecie  robić jakieś niedorzeczne rzeczy, pokopie was prąd. Jeśli będziecie chcieli zwiać, pokopie was prąd. Zaczniecie mi działać na nerwy, pokopie was prąd. Będziecie atakować naszych, prąd. Nie będziecie mnie słuchać …-
-Dostaniemy cukierka- wyszczerzyła się Velvet gdy, widząc że Harkness miał już założoną obroże, Bruce nacisnął przycisk. Więźniów przeszła fala prądu i zaraz za nią fala nieznośnego bólu.
- … prąd- dokończył  to zdanie Steve, którego młoda Halliwell nie dala mu dokończyć.

niedziela, 6 listopada 2016

ROZDZIAŁ 41

~ Hellou pipolee!! Z nutką Gwiezdnych Wojen witam was przy kolejnym końcu weekandu (Sylwio zamilcz).
~ Próbuje jakoś ogarnąć chaos na tym moim blogu i mam nadzieje że jakoś mi się to uda :P
~ A wy na jaki film Marvela najbardziej czekacie? :D





-Naszego mutanta?- spytał zdziwiony Steve- dla kogo i po co?-
-Myślałem że Kapitan zapyta kogo mamy na myśli- odparł mu gostek. Na jego głowie spoczywał piękny żołnierski kapelutek a kawałek koszuli, którą było widać, była tego samego kolorku co czapencja. Wojskowy. Tego nam tu jeszcze brakowało.
-To nie istotne dopóki nie dowiem się w jakim celu mam wam oddać jednego ze swoich-  tak rzecze nasz Kapitan, ugnij głowe i nie fikaj! Saturn poeta.
-To zarządzenie waszego szefa-
-Profesora Xaviera?- spytał Logan.
-Kogo?- spytał zdziwiony żołnierz. Jakich ludzi oni tam przyjmują – nie, nie. To jest niejaki Alan Abbrott-
-Nie znam gnoja- mruknął Rosomak gdy Kapitan machnął ręką by go uciszyć.
-Co się stało z profesorem?- spytał go Tarcza gdy pytany wzruszył rękami.
-Odszedł? Zginął?- wtrącił się Cyklop-jakiś pogrzeb?-
-Nic nie wiem- po tych słowach zauważyłam że ci, którzy znali Profesora, byli, jakby to ująć … ciutke wkurzeni- nowy szef przyjdzie was odwiedzić w tym tygodniu więc jego się zapytacie-
-A o kogo wam chodzi?- spytał w końcu, widząc że gościu, z którym gada, nie ma bladego pojęcia o niczym.
-Niejaka …- spuścił na chwile głowe, grzebiąc w jakichś papierach. Niejaka? Kobieta? Jezu … ja?- Ksenia Kardona- no tak Saturn, nie jesteś pępkiem świata. Na te słowa odetchnęłam z ulgą i zbulwersowałam się jednocześnie. Tak, da się tak zrobić naraz.
-Na co wam ona?- spytał podejrzliwie Ameryka.
-Ma moce, które bardziej przydadzą się u nas w armii niż u was-
-Na co wam się ma przydać?- nieustępliwy kapitan to dobry kapitan.
-Pytania zostawcie szefowi-
-Ale ja jestem szefem- Tarcza ma racje.
-Nie takim szefem. Żegnam.- odparł po czym się wyłączył. W tej chwili czmychnęłam z pomieszczenia, zmieszana całą tą sytuacją.
-Niewychowani ci żołnierze- mruknął pod nosem Logan.
-W dodatku ale ci dopiekł- wtrącił się Blaze- ja bym mu z chęcią pochłonął dusze-
-Co niby Ksenia ma takiego że chcą akurat ją?- podniósł brew Cyklop gdy Kapitan zaczął rozmyślać.
-A co z tymi cieciami, Kapitanie?- wtrącił się Banner.
- Skoro ma przyjść ten cały „szef wszystkich szefów” to albo trzeba ich ładnie schować albo wdrążyć mój plan w życie- no na pewno.
-Bez głosu Saturniny i Logana?- spytał Blaze gdy Rosomak wywrócił oczami.
-Reszta przecież też ma głos- bronił się wyżej nominowany- nie możemy ich pominąć-
-Zróbmy próbe- zaproponował Kapitan- jeśli zachowają się dobrze to resocjalizacja pójdzie w ruch-
-Olać resocjalizacje! Ksenie chcą nam odebrać!- oburzyła się Lana gdy Steve intensywnie myślał nad tym wszystkim. Jak się wali to wszystko naraz.
-Dobra, spokojnie- podniósł ręce- przyjmiemy tego Alana i wypytamy o wszystko. Oby on był bardziej rozgadany- pokiwał głową- tylko na razie nic nie mówcie …-
-Gdzie mnie chcą zabrać?!- do Sali wpadła przerażona ruda. Heheh zgadnijcie skąd się dowiedziała …
-… Ksenii- dokończył zdanie Rogers po czym westchnął, przeczesując wszystkich obecnych wzrokiem- Saturnina … kiedy ty się nauczysz trzymać język za zębami …- kapitan, jako że był najlepszym szefem pod słońcem jakiego widziałam, wytłumaczył Ksenii co i jak i kazał na razie tego nie rozgłaszać, a zwłaszcza Thorowi. Wiedział że  Bóg Wszechświata mógłby się mu postawić, przez co, gdy nowy szef szefów przyszedłby w „odwiedziny”, byłby dym. Zebranie zakończyło się w trochu nerwowej atmosferze. Ani razu późnej nie wspomniał o tej resocjalizacji tych debili. I dobrze. Ksenia ważniejsza.
-Bruce, co o tym myślisz?- spytał kapitan po chwili dumania. Stał oparty o swoje biurko i patrzył w jeden punkt. Banner zaś krzątał się po pomieszczeniu i od czasu do czasu rzucał okiem na więźniów pilnowanych dalej przez Buckyego i Fran. Czy oni kiedykolwiek śpią?
-Steve- westchnął głęboko z taką miną że każdy zauważyłby że zadane mu pytanie było trudne- jeśli mamy wyjść dobrze przed nowym szefem to nie możesz słuchać się Saturniny, a tym bardziej czekać na to żeby łaskawie zmieniła zdanie. Czasem trzeba podjąć decyzje, którą nie wszyscy pochwalą. Ale raczej o tym już wiesz- doskonale pamiętał wybryki Steve’a których nikt nie pochwalał. Ale zawsze wychodziło mu to na dobre. Przystanął chwile, widząc jak więźniowie zasneli wtuleni w siebie- czytałem troche o nich- wskazał na nich głową- w Diggerze  nie wiem czy jest coś dobrego ale w Velvet na pewno. Zabijała z zemsty, nie dlatego że jej się to podobało. Jeśli uda nam się wzbudzić w niej jakiekolwiek uczucia to Harkness pójdzie za nią-
-Miłość jakoś okazuje- zauważył kapitan.
-Nie sądze- wtrącił się Bucky podchodząc do nich- może i tak to wygląda, ale nieźle nim manipuluje. Robi to z głową przez co Digger zrobiłby dla niej wszystko. To na nią trzeba uważać- popatrzył na ich niedowierzające miny więc szybko dodał- uwierzcie mi bo pilnuje ich cały czas i widze jak się zachowują. Trzeba być ostrożnym-
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~  
-Fran … Fran!-
-Uwaga bo strzelam!- obudziła się wystraszona, celując w przybysza, który ją wołał.
-Przyniosłem ci tylko kawe- brunet podniósł obie ręce z czarną cieczą w kubku do góry, jako znak że się poddaje. Ciut się wystraszył ale ,gdy dziewczyna się roześmiała, spuścił je.
-Debil- szepnęła biorąc kawe z uśmiechem. Brunet odmienił jej tym samym po czym usiadł przy niej na podłodze. Była piąta rano. Siedzieli oparci o kraty i pilnowali dzielnie więźniów. Dzisiaj w nocy mogli chwile sobie pospać, ponieważ kapitan i Banner długo dumali nad sytuacją, obserwując przetrzymywanych.
-To już ci kawy więcej nie przyniose- westchnął, opierając głowe o metalowe pręty, gdy dziewczyna obróciła się w jego strone.
-Pewnie zatruta- zaśmiała się przypatrując się poczynaniom bruneta.
-Miałem nadzieje że się nie zorientujesz-powiedział poważnym tonem odwracając głowe w jej strone gdy dziewczyna przez chwile zatrzymała się w miejscu, ponieważ brała akurat łyk kawy. Zimowy Żołnierz, widząc jej mine, buchnął śmiechem.
-Kretynie! Wystraszyłeś mnie!- klepnęła go tak że wylała mu się gorąca kawa na … krocze- Jezu przepraszam!- aż wstała i, widząc że biedny cierpiał, chociaż powstrzymywał się od krzyku, wzięła szmatke po czym zaczeła go wycierać.
-Nie no może ja tam sobie wytre- zaczął się śmiać, widząc że Fran odważnie wycierała mu plame na kroczu. Dziewczyna migiem puściła szmatke, zdając sobie sprawe z tego co robi, gdy Buck prawie popłakał się ze śmiechu. Troche pół na pół bo i ze śmiechu i z bólu- nie mogę z tobą- nie mógł przestać się śmiać, wycierając się teraz bez jej pomocy. Fran speszona próbowała udawać niewzruszoną- chyba ze wstydu podpaliły ci się włosy- zauważył gdy włosy dziewczyny prawie że płoneły, taki nabrały kolor- no weź, nic się nie stało- próbował ją przekonać- było śmiesznie- wzruszył ramionami.
-Maszt ci się podniósł mądralo- mruknęła gdy brunet zakrył „podnośnik” szmatką.
-Jak taka piękna dziewczyna go wycierała- zaśmiał się patrząc na nią gdy Fran aż pojawiły się wypieki na policzkach. Może i aż tak długo się nie znali ale większość czasu spędzali razem. Zbliżyło ich to bardzo. Tak bardzo że Bucky miał wielką ochote działać, albo przynajmniej zaczął działać. Objął jej policzek w delikatnym uścisku i pogłaskał. Był tak rozgrzany że prawie by się poparzył. Dobrze że dotykał ją mechaniczną ręką. W dodatku jej usta też rozpromieniały krwistą czerwienią, przez co miał ochote poczuć to ciepło. Powoli przybliżał się do niej, myślać tylko o jednym … o skosztowaniu smaku jej ust.
-Ale wy się grajdacie- pomiędzy nimi, ale oczywiście po drugiej stronie krat, pojawił się Digger, stojąc i patrząc na ich poczynania. Migiem wstali.
-Boom coś ty zrobił- zaprotestowała Velvet- chciałam zobaczyć do czego byliby zdolni. Może akurat byłby pornol za darmo-
-Nie śpicie już?- głupie pytanie Fran.
-Jak widzisz- wzruszył ramionami brodacz- Velvet woli nie spać bo nic nie piła przed snem-
-Macie tam wode- zauważył Bucky.
-Alkoholu- sprecyzował- dzisiaj zapomnieliście jej go przynieść-
-Co ma alkohol do spania?- spytała Fran, idąc do małej lodówki po puszke.
-Na trzeźwo ma koszmary- wytłumaczył Digger gdy czerwona podniosła brew.
-No chyba ich nie będziesz rozpijać od samego rana- podrapał się po głowie żołnierz.
-Jeśli chcecie być świadkami Armagedonu, to zapraszam- wskazał na Velvet, która zasneła, zmęczona całonocnymi próbami uwolnienia się od ramion Morfeusza.

poniedziałek, 24 października 2016

ROZDZIAŁ 40

~~ Siemanko pipole! Już za chwile listopad! A ja mam super pomysł na wymalowanie ryja na Halloween :3
~~ Uwaga! Z racji tego że lubie bardzo mieszać w tych rozdziałach (zaczełam z Fran i Buckym, potem miało być co innego ale że Legion mnie wciągnął to zrobiło się bohaterów hmm ciutke więcej) będzie miała "niespodzianka " na końcu :P

-Co znowu wymyślił Kapitan?- spytałam, gdy szłam z Loganem w strone pomieszczenia w którym miało się odbyć zebranie- co?- cisza- haloooo- cisza- Logan- cisza. Nawet nie mruknie-Logan do cholery jasnej odpowiedz mi!- chwyciłam go za ramie i zatrzymałam. Co ja robie, startuje do największego koksa w tej siedzibie.
-Robi zebranie- odparł od niechcenia gdy przymrużyłam oczy.
-Znowu?- podniosłam brew- po kiego znowu nas …- przerwałam gdy zobaczyłam jak Logan idzie dalej- ej! Jeszcze nie skończyłam!- pobiegłam za nim.
-Jasne- mruknął.
-I co- stanęłam z takim przytupem że prawie siedziba zadrżała- znowu się nie będziesz do mnie odzywał?- rozłożyłam ręce gdy ten się odwrócił- znowu to samo?-
-Saturnina wytłumacze ci coś- zaczął iść w moją strone gdy, nie powiem, ciutke zaczełam panikować. Zje, nie zje? A cholera wie co mu wpadnie do głowy!- pocałowałaś mnie by pomóc przyjaciołom. Okey. Póżniej nic mi nie wytłumaczyłaś. Nie okey. Zrobiłem sobie nadzieje- dziwnym trafem tłumaczył mi to jak pięciolatce. Saturn, nie oszukujmy się: inaczej byś tego nie zrozumiała- robiłem ją sobie już od dawna. A ty tak chamsko mnie uświadomiłaś że nic z tego nie będzie i …- zatrzymał mnie ręką gdy chciałam cos powiedzieć- zraniłaś mnie. Ani ja ani ty nie jesteśmy zbyt wylewni, jeśli chodzi o uczucia ale to dałaś mi do zrozumienia aż za mocno- brawo dla panny Halliwell!- a teraz wybacz ale Ameryka nas woła. Idziemy-
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Ciesze się że jesteście tu wszyscy- zaczął Ameryka gdy proszeni zebrali się tam gdzie kazał.
-Pytanie- podniosłam ręke.
-Zaczyna się- szepnął Blaze gdy trzepnęłam go drugą ręką.
-Słuchamy cię Saturnina- dał mi dojść do głosy szefuncio.
-Czy musimy rozmawiać o więźniach przy więźniach?- wskazałam na cele w której siedzieli włamywacze. Wydawali się nie zwracać na nas w ogóle uwagi. W sumie zasysali sobie twarze. Wydłubcie mi oczy. Koło nich stali zaś Bucky i Fran z lśniącymi karabinami.
-Tak- kiwnął głową- poza tym ich cela jest owleczona szkłem dźwiękoszczelnym więc oni nas nie słyszą- wytłumaczył.
-To po co mamy tu z nimi siedzieć?- przepraszam za tyle pytań ale nie mam zamiaru dzielić z nimi tego samego powietrza.
-Mogę dojść do słowa?- spytał mnie gdy pokiwałam głową. Koło mnie zaś usiadła Lana, klepiąc mnie po ramieniu.
-Ty też wtajemniczona?- podniosłam brew.
-No co …- szepnęła- pani Rogers by nie była?- pisnęła gdy otworzyłam szeroko usta.
-A jednak jesteście razem!- aż wstałam gdy Steve popatrzył na nas dziwnie. Lana tylko skomentowała to facepalmem.
-Saturnina siadaj, mamy ważniejsze rzeczy do omówienia- uspokajał mnie gdy nie mogłam przestać patrzeć to na kapitanka to na Lane.
-Młoda siadaj- aż wstał Logan gdy na jego widok prawie że się skurczyłam i w ciszy usiadłam.
-Logan dzięki ci że jesteś- westchnął Kapitan gdy dziękowany pokiwał głową na znak że nie ma za co- Słuchajcie mnie załogo- zaczął- zapewne wiecie kim są te osóbki za szybą- wskazał na nich gdy ci, widząc że się na nich patrzymy, pomachali nam- i raczej wiecie że nie należą do naszego przydziału-
-Wykastrować!- krzyknęłam.
-Saturnina- jęknął Ameryka gdy prychnęłam i usadowiłam się wygodnie na krześle- najlepszym rozwiązaniem byłoby odesłać ich do więzienia, z którego uciekli. Ale jednak co by to dało?-
-Jak to co, mielibyśmy spokój- dzisiaj będę się wtrącać. A ciul.
-A nie chciałabyś żeby twoja siostra wróciła na dobrą droge?- spytał mnie gdy podniosłam brew nie rozumiejąc o co mu chodzi.
-Co znowu szefuncio wykombinował?- mruknęłam.
-Odsyłając ich do więzienia będziemy pewni że się nie zmienia. W dodatku na pewno uciekną- odparł, włączając nam coś na ekranie- tak wyglądała ściana więzienia, po tym jak Velvet ją staranowała swoimi rękami- pokazał nam rozbitą ściane gdy moja siostra, widząc to, zaczeła wiwatować. Dziura na prawde spora. Z metr w tą i w tą strone- prędzej czy póżniej zrobi kolejną i znów uciekną-
-Chce ich kapitan zostawić u nas?- spytał Blaze gdy wybałuszyłam oczy.
-Nie ma mowy! Sprzeciw! A nawet dwa sprzeciwy!- wystrzeliłam jak z procy gdy Lana próbowała mnie uspokoić.
-Daj mi wytłumaczyć- ten też próbował mnie jakimś cudem ogarnąć- ponieważ nie chce ich tam odsyłać pomyślałem że można spróbować zrobić tak zwaną resocjalizacje- po tych słowach znów chciałam coś powiedzieć lecz Ameryka miał dość mojego wtrącania się- pytania po tym jak zakończe swój monolog albo wyrzuce z Sali!- podniosłam ręce na znak że rozumiem i się uciszyłam- no …- westchnął- Bruce troche pogrzebał na temat tych dwóch i znalazł coś bardzo ciekawego: Kapitan Boomerang był w Legionie Samobójców. To zbieranina wszystkich łotrów. By ich ogarnąc, wstrzyknięto im w szyje granat o wielkości ziarenka ryżu-
-I Kapitan też chce tak zrobić?- spytał Logan.
-Wymyśliłem coś mniej drastycznego. Znaczy … no nie wiem czy to mniej drastyczne- odpowiedział mu gdy ja aż wstała zbulwersowana.
-Pytania miały być na samym końcu!- krzyknełam.
-Bezsensowne na końcu, sensowne teraz- wytłumaczył mi gdy dalej czułam że to jednak niesprawiedliwe- w każdym bądz razie myślałem o obrożach pod napięciem- na te słowa Blaze zakrył mi usta. Chyba wiedział że znowu bym Ameryce przerwała- już tłumacze- a ten chyba też zobaczył że byłam ciekawa jego planu- kilku z was dostanie pilota, którym będziecie mogli kopnąć prądem naszych włamywaczy gdy nie będą się dobrze sprawować-
-Daj mi coś powiedzieć-wyrwałam się z uścisku Blaze'a- moją siostre to nie ruszy! Jest masochistką więc ból będzie jej sprawiał tylko przyjemność-
-To też wziąłem pod uwage Saturnina, chociaż wątpie że aż taki ból będzie dla niej przyjemnością- kiwnął głowa- jeśli to na nią nie podziała, porazimy prądem jej „partnera od włamań” - popatrzył w strone obgadywanych, którzy cały czas zajmowali się sobą.
-Myślisz że to mogłoby zadziałać?- spytał Blaze, obserwując ich poczynania.
-Na pewno- wtrącił się Bucky, który opierał się o kraty- mamy ich na co dzień więc widzimy jak się zachowują-
-Pytanko Kapitanie- podniósł brew Logan- dlaczego ci tak zależy na tym by pozostawić ich tutaj?-
-Po pierwsze chciałbym się dowiedzieć więcej o Velvet- na te słowa aż podniosłam wzrok na niego- chciałbym zbadać jej zachowanie, dlaczego się tak zmieniła i co się z nią działo wtedy, kiedy rozstała się z Saturniną- popatrzył na mnie gdy ja tylko westchnęłam i zmarszczyłam nos- po drugie wierze że pozostała w niej dobroć i da się ją odzyskać. Robie to też dla ciebie Saturnina. Chce żebyś odzyskała dobre relacje z siostrą-
-Siostrą? Jaką siostrą?- spytałam jakbym nie wiedziała o kogo chodzi- ja nie mam siostry-
-Z całym szacunkiem Kapitanie ale to nie przytułek dla chuliganów- chyba Logan jest po mojej stronie … i chyba nie jest do końca trzeźwy.
-Dlatego was tu zebrałem- sprostował Kapitan- chce żeby wszyscy się zgodzili. Inaczej …- wzruszył ramionami patrząc na mnie gdy na chwile odwróciłam wzrok w stronę celi.
-No weź Saturnina, zgódź się- za Kapitanem wstawiła się Fran. Lana, która siedziała za mną w mig zmarszczyła brew- z twojej siostry na pewno da się wydobyć coś dobrego-
-Coś dobrego hę?- kiwnęłam głową- coś dobrego?- zaśmiałam się tym razem prawie że wychodząc na psychopatke- coś dobrego to ja mam pod poduszką-co ja gadam- i nie, to nie to co myślicie- sprostowałam- ona zabiła ludzi. Chleje i zadaje się z jakimś bandziorem. A to że się z nią zbratałaś to nie znaczy że każdy z nas może- nie miałam ochoty już więcej tego wysłuchiwać więc wstałam, udając się do drzwi.
-Sektorze Alfa- na monitorze pojawił się jakiś gostek. Kapitan szybko obrócił się w jego strone i stanął na baczność.
-Słuchamy- odparł gdy jednak postanowiłam posłuchać wiadomości.
-Potrzebujemy waszej pomocy- zaczął- i jednego z waszych mutantów … -

~~ I jak myślicie, o kogo chodzi?;)