~~ Moi mili! Zostało 3 dni do Wigilii więc publikuje drugą część! Może mi się uda w Wigilie 3 część dodać ale jeszcze nie wiem ... na razie jej nie napisałam xd A chciałabym zdążyć bo ta jednorazówka ma przesłanie. Na razie nie wiadomo jakie ale będzie to wyjaśnione pod koniec 3 cz.
~~ Ciut długa ale 3 cz pewnie wyjdzie dłuższa! (Tak na pocieszenie xd)
~~ Hoł hoł madafaka hoł !
~~ Ciut długa ale 3 cz pewnie wyjdzie dłuższa! (Tak na pocieszenie xd)
~~ Hoł hoł madafaka hoł !
-Nie ma mowy żeby ci
ludzie się dogadali- mruknął Kapitan, opierając się o pięknie nakryty stół.
Wigilia zakończyła się zanim się zaczeła. Na szczęście wszyscy żyją. Jeszcze.
-To przeze mnie
Kapitanie- walnęła się w głowe Fran- gdybym …-
-Gdybyś co?- odwrócił
się do niej- nie dało się tego przewidzieć Fran-
-A jak inaczej mógł się
skończyć taniec z kablami?- wzruszyła rękami- Kapitan nie ogląda seriali?- spytała
gdy ten tylko podniósł brew- a no tak … ma szef dużo do nadrobienia-
-Daj spokój Fran-
próbował ją uspokoić- zajmij się Buckym. Ja spróbuje okiełznać Lane-
-Powodzenia życze
Kapitanie- odparła salutując- przyda ci się tego sporo- on powinien dostać medal
za samo to że z nami wytrzymuje. Westchnął po czym wyszedł z pomieszczenia,
zostawiając stół Wigilijny z pysznościami. I właśnie tu zaczyna się punkt
kulminacyjny. Każdy z nas rozproszył się po siedzibie ze swoimi problemami.
Dosłownie. W każdym bądź razie, gdy my byliśmy zajęci walczeniem z tutejszym
wrogiem, nasz sektorek został bardzo nieładnie otoczony. Ale wróćmy do
Kapitana. Zbierał akurat jedzenie i wkładał do wielkiej chłodni, by przypadkiem
się nie zepsuło.
-Uszanowanko- przed nim
stanął płomienisty, opierający się o ściane- co dziś w menu?-
-Bęcki z rożna-
zażartował, chociaż ani troche mu nie było do śmiechu. Blaze tylko pokiwał
głową, bardziej z dezaprobatą niż z zacieszem.
-I co teraz będzie?-
-No co ma być-
westchnął, odkładając talerze.
-Oby nie kolejna Wojna
Domowa- sprecyzował- w jednej nie uczestniczyłem więc drugą też chciałbym
ominąć-
-Nie ty o tym
decydujesz- odparł mu- ani ja- szepnął gdy nagle koło jego ucha przeleciał
talerz, prawie że z szybkością światła. Migiem zrobił unik i popatrzył w
strone, z której nadleciał.
-Dobrze że Lana ma
beznadziejnego cela- mruknął Blaze gdy Steve patrzył na swoją ukochaną tym
niewinnym wzrokiem. Długo tak się jednak nie napatrzył gdyż w pewnym momencie
ziemia zadrżała. A wraz z nią sektor. Było słychać strzały, trzaski, huki,
rozwalające się ściany. Cała trójka zaczeła się rozglądać. Nagle kawałek sufitu
urwał się i zaczął spadać prosto na Steve’ego.
-Uważaj!- krzyknęła Lana
gdy Rogers zrobił unik. Był jej za to bardzo wdzięczny.
-Szybko! Biegniemy do Sali
głównej!- rozkazał Steve, gdy oby dwoje udali się za nim.
-No szlag- zaklął pod
nosem Johnny, widząc że schody do góry były kompletnie zasypane przez ściane,
która zwaliła się z góry- wybacz Kapitanie, już nie będę- poprawił się, wiedząc
ze przy nim trzeba używać wykwintnego słownictwa.
-Nie szkodzi Blaze-
mruknął, patrząc na szkody- w dół też nie można. Zawracamy- machnął do nich gdy
ci posłusznie za nim podążyli. W trakcie bieganiny, gdy już dotruchtali do
miejsca gdzie wcześniej stali, sufit zaczął się całkowicie zawalać a boki były
przecinane przez jakieś ogromne maszyny. Ciul wie co działo się na zewnątrz-
szybko!- pchnął ich do przodu by przynajmniej oni się uratowali. Niestety
jedynym miejscem, do którego mieli teraz dostęp, była wielka chłodnia. Tam
niestety panowała zimowa atmosfera ale chyba lepsze to niż zostać
przygniecionym przez głaz … Przy wejściu pchnął ich z całej siły do środka po
czym w ostatniej chwili zdążył sam do niej wejść. Na ich nieszczęście wielki
kawał sufitu zablokował im wyjście. No i … byli zablokowani w wielkiej chłodni
przy zerowej temperaturze. A co z resztą?
-Skubany, cholerny Thor-
kilkanaście minut przed atakiem- uważa się za najmądrzejszego a byle miłość go
zaślepia- warczał pod nosem wkurzony Banner, powstrzymując się by przypadkiem
nie zzielenieć. Może z zazdrości? Bo w sumie jego ukochanej na Wigilii nie
było. Ukochanej Thora też. A kto tych facetów zrozumie.
-Gdzie Kapitan?-
usłyszał za sobą szorstki głos Boga Wszechświatów.
-Ja tu się chowam żeby
nie narobić bałaganu a ten przyłazi za mną jak debil- warknął pod nosem po czym
nabrał powietrza w płuca.
-Nie ma go tutaj- odparł
na jednym oddechu po czym powoli się obrócił.
-Widze- obrócił młot
kilka razy w ręce coś Ala „patrz co mam! Zaraz go możesz mieć na twarzy!”- a
gdzie go mogę znaleźć?-
-Nie wiem- założył ręke
na ręke gdy Thor tylko zmarszczył czoło.
-A gdzie ta twoja pani,
co?- zaczął, podchodząc do niego powolnym krokiem- nie zjawiła się?-
-Twoja też- zauważył
Banner jednak syn Odyna nie dawał za wygraną.
-Moja nie mogła. Twoja
tak- zgiął go gdy Bruce podszedł do niego prawie że warcząc. Już się mieli pięknie
zabijać, już Thor podnosił młot, już Banner zaczął zielenieć gdy nagle budynek
się zatrząsł. Kawałki ścian zaczeły się sypać, odgradzając ich od
jakiegokolwiek wyjścia.
-Znowu twój braciszek
przyszedł nas odwiedzić?- krzyknął Bruce, prawie że tańcząc naokoło spadającego
gruzu.
-Oby nie!- odkrzyknął
gdy masywna część sufitu spadła nieopodal nich na wielki komputer. Oby dwoje
padli na ziemie, chowając głowy pomiędzy rękami. Zaczeli się rozglądać dopiero gdy
wszystko ucichło.
-No nie- wyzbierał się z
podłogi Banner, przerażony tym co zobaczył. Thor upuścił młot po czym dotknął
ręką szyby, która ich otaczała. Tak, byli zamknięci w okrągłym szkle. Dlaczego?
Gdy gruzy spadły na komputer, aktywowały szybe antyhulkową. A że akurat oby
dwoje byli blisko siebie to zamknęło ich razem. Skłóceni popatrzyli na siebie
po czym zaczeli badać sytuacje.
-Chyba sobie żartujecie-
mruknął Bruce, przejeżdżając rękami po szkle. Migiem Thor walnął młotem w
otaczającą ich szybe ale pech chciał że nawet Mjolnir nie zdołał jej zniszczyć.
Utworzyła się za to taka fala mocy że odepchnęła ich tak mocno, że
rozpłaszczyli się na szybie- Nigdy … więcej …. Tak … nie rób …- wyszeptał
Banner gdy Thor delikatnie pokiwał głową. Przewińmy znowu do zdarzenia przed
apogeum.
-Nie moge na niego
patrzeć …- warczała do siebie Eveline gdy kochany braciszek szedł posłusznie koło
niej.
-To nie patrz- wzruszył
rękami- widzisz, ja popatrzyłem i jak to się skończyło?-
-Clint nie możesz
każdego traktować strzałami- wzruszyła rękami gdy brat podniósł brew.
-To jak go mam traktować
po tym jak on cię potraktował?-
-Traktorem- wtrącił
się Digger, który akurat przechodził koło nich. Ci zmierzyli go wzrokiem- …
heheh nie zrozumieliście?-
-Digger!- dało się usłyszeć
z korytarza.
-Już ide!- odkrzyknął-
przepraszam was ale gdy Gwiazdeczka się złości to nie jest za wesoło- odparł po
czym poleciał za głosem.
-Może i oni są
nienormalni ale za to się kochają. Tak szczerze. A ja?- wzruszyła ramionami,
stając przy windzie- niby mnie tak loffcia i w ogóle a tu nagle Jean. Dafuq?-
wymachiwania rękami nie było końca. I fuczenia też. Starszy Barton pokiwał
głową i wskazał na winde, która się otworzyła- uuh super Wigilia- warknęła, gdy
oby dwoje weszli do środka.
-Zaczekaj!- do windy
wparował nieproszony gość. Akurat mu się udało bo sekunde po tym drzwi się
zamknęły.
-Spadaj stąd! Nie chce z
tobą gadać!- krzyknęła Barton zaskoczona jego wtargnięciem.
-Chce pogadać!- próbował
się tłumaczyć gdy Clint już ostrzył strzałe.
-Nie słyszysz co ona
mówi? Spadaj!- wtrącił się braciszek.
-Dam jej spokój jak
wreszcie ze mną pogada- postawił warunek laserowy nie dając za wygraną.
-W takim razie
dowidzenia!- tupnęła noga po czym … zniknęła! Cyklop i Clint zostali we dwoje.
W windzie. Ślepa uliczka. Warning. Danger.
-Cholera- zaklął pod
nosem Scott widząc złą mine pierzastego. Eveline zaś przeteleportowała się na
piętro niżej niż znajdowała się winda. Długo spokojem się nie nacieszyła gdyż
stało się to, co u reszty kompanii czyli … łubu Dubu. Sektor zaczął się sypać a
winda, przekrzywiając się, zablokowała się między piętrami. Czyli między
piętrem 11 a 12. Fajnie nie? I raczej wysoko.
-Co się dzieje …-
zdołała szepnąć młoda Barton gdy ściany zaczeły się rozpadać, prawie ją zgniatając.
W międzyczasie usłyszała wrzaski z windy- Clint! Scott!- krzyknęła, waląc ręką
w zatrzaśnięte drzwi prowadzące do metalowej komory śmierci- jesteście tam?!-
-Żyjemy!- dało się słyszeć
Cyklopa, na co Eveline odetchnęła z ulgą- twój brat właśnie miażdży mi żebra!-
-I dobrze!- zabrzmiał wark
Clinta lecz szybko zmienił się w krzyk gdyż nadeszła kolejna fala grzmotów i
łomotów.
-Trzymajcie się!
Wyciągne was stąd!- wrzasnęła po czym … wybałuszyła oczy- czemu nie mogę się
teleportować … co się dzieje … co się dzieje?!- krzyczała- nie mogę się teleportować!-
-Ratuj siebie! My damy
sobie rade!- odkrzyknął jej braciszek.
-Uciekaj Eveline!- dodał
Cyklop.
-Własnie jej to
powiedziałem!- nawet wtedy się musza kłócić?
-Nie zostawie was!-
uparła się blondyna gdy zwinnie uniknęła kolejnego spadającego z góry kawałka
sufitu- nie ma takiej opcji!- uparta jest. Ale to Bartonówna. Oni szybko się
nie poddają … tak samo jak Halliwell.
-Gdzie jedziemy?-
oczywiście znów akcja dzieje się kilka minut wcześniej.
-Przejechać się i
ochłonąć- odparł mojej siostrze Logan, idąc z nami do auta. Zeszliśmy do garażu
gdyż tylko tutaj nikt się jeszcze nie bił. Znaczy … może Logan i ja darliśmy
koty ale nie biliśmy się. I też nie darliśmy prawdziwych kotów. Saturnina wszyscy
o tym wiedzą.
-Twoja bryka?- obczajała
ją z uwagą brunetka gdy Rosomak kiwnął głową otwierając auto- brałabym-
zaśmiała się gdy Digger zmierzył ją wzrokiem- no auto! Pacz jakie cacuszko! Ma
nawet nitro! Wiesz jakbym mogła poszaleć?- tylko mi tu nie dojdź.
-Velvet nie kicaj tak ze
szczęścia bo ręka mi zaraz odpadnie- mruknęłam gdy brunetka przewróciła oczami
i wsiadła do auta. Siedziałyśmy z tyłu, logiczne skoro nie mogłyśmy się
rozdzielić, a chłopcy z przodu. Logan miał właśnie odpalać auto gdy
usłyszeliśmy jakieś trzaski.
-Co to za odgłosy?-
zaczął się rozglądać Harkness.
-Ah, czyli ty też to
słyszysz?- patrzyła przed siebie Velvet.
-Nie podoba mi się to-
mruknął Howlett. I dobrze wymruczał. Sufit w sekundzie się posypał. Na nasze
auto. Ciężkie kawałki ściany spadły na samochód. Porozbijały szyby i co
najgorsze zablokowały nas w aucie, które już przestawało przypominać to czym
było. Jeden kawałek tak niefortunnie spadł że przytrzasnął ręke Loganowi, w
której akurat trzymał pilota, przez co aktywował przyciski. Digger i Velvet
prawie że palili się żywcem.
-Logan … !!- udało się
wydusić mojej siostrze, gdy prąd kopał ją w najlepsze.
-Wyłącz to …!!- warknął
Harkness gdy Logan z całych sił próbował wydostać ręke spod kawałka betonu.
Digger, chociaż pieszczony przez nieziemski ból, próbował pomóc Rosomakowi,
widząc że Velvet okropnie cierpiała. To był przerażający widok. W akcje
ratunkową przyłączyłam się i ja. Co z tego że jest kryminalistką, to w końcu
moja siostra! Nie wiem ile minęło, na pewno ładne paręnaście sekund, ale w końcu
udało nam się wyciągnąć reke Logana. Krzyki włamywaczy ucichły. Ale niestety
oni też.
-Velvet …- szepnęłam,
powoli szarpiąc jej ramieniem- Velvet ocknij się!- próbowałam ją wybudzić jednak
miała zamknięte oczy. Logan zaś próbował jakkolwiek obudzić Harknessa. Bez
skutku. Oby dwoje byli nieprzytomni.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Powiedz że jej nie
wierzysz- czerwona skierowała te słowa do Zimowego Żołnierza błagalnym tonem.
Oczywiście znów jesteśmy o kilka minut wstecz.
-Po raz setny ci mówie
że ci wierze- odparł jej Bucky z lekkim uśmiechem- wierze ci że to był wypadek-
-Przynajmniej ty- wzięła
głęboki wdech. Tymczasem …
-Tony gdzie idziesz?-
spostrzegł go Angel gdy udawał się do wyjścia. Wołany szybko się obrócił i
wzruszył ramionami.
-Przejść się a co?-
podniósł brew gdy tamtejszy szefuncio wyciągnął ręke- no hej- uścisnął ją jak
gdyby nigdy nic gdy Anioł tylko pokiwał głową.
-Dawaj swoją zbroje- wyślizgnął
ręke z jego uścisku- to cacuszko co masz na ręce- wskazał na jego własnoręcznie
zrobiony zegarek.
-To?- wskazał na nie
Blaszak- a nie, nie mogę. To jest do mnie przyklejone-
-NIE PRAWDA PANIE STARK-
-Cicho Jarvis- warknął
gdy Warren ciepło się uśmiechnął- z wami Kapitanami- zaczął ściągać ustrojstwo-
wszyscy tak samo uparci-
-No już już, nie marudź
chociaż w Wigilie- poprosił go gdy Tony tylko głęboko westchnął po czym wyszedł
z sektoru. A gdzie poszedł? Heh pewnie że do nas. Udało mi się przemówić mu do
rozumu chociaż powiedziałam tylko dwa słowa i nawet nie wiem czy je usłyszał. W
każdym bądź razie buszował nam po siedzibie. Pewny siebie podszedł do windy.
-Że na którym piętrze
jest?- przypatrzył się na numer, który wyskoczył gdy nacisnął przycisk- … ide
po schodach- chyba był nieświadomy tego co się stanie i kogo spotka. W połowie
jego wędrówki napotkał naszą wesołą parke, która dalej gadała o wydarzeniu z
przed kilku minut.
-Ta Wigilia była
beznadziejna- ciągnął Bucky.
-Nawet jej nie zaczęliśmy-
westchnęła czerwona przeskakując ostatnie trzy stopnie- może i dobrze? Nie
wiadomo czy obyłoby się bez ofiar-
-To już się robi
śmieszne- pokiwał głową gdy nagle spotkał się twarzą w twarz ze Starkiem.
-To też- odparł mu z kamienną
twarzą gdy brunet od razu ustawił się w pozycji bojowej. W tejże chwili
wszystko zaczęło się trząść. Cała trójka próbowała się złapać czegokolwiek
jednak wstrząs był tak silny że czerwoną aż zwaliło z nóg. W tej samej chwili
pomiędzy Tonym a Buckym otworzyła się wielka dziura. Tony zdołał odskoczyć
jednak brunet, przez to że zajął się Czerwoną, wpadł w przepaść. W ostatniej
chwili złapała go Fran, jednakże … no … ciężki był.
-Tony!- wrzasnęła czerwona-
ratuj go! Proszę!- jej krzyk zmieszany z płaczem tak wstrząsnął Starka że
migiem poleciał na pomoc brunetowi. Gdy nasz playboy złapał go za ręke zmierzyli
się wzrokiem przez krótką chwile po czym wciągnął go na pozostałości po
schodach.
-Dzięki- odparł brunet
gdy Stark tylko kiwnął głową. Wtem kawałek sufitu uderzył Blaszaka w głowe
przez co upadł nieprzytomny na ziemie.
-No nie- jęknęła czerwona
gdy brunet bez chwili namysłu chwycił go i przerzucił przez ramie- dasz rade?-
-Musze dać- szepnął po
czym rozglądnął się dookoła. Budynek się walił a do tego przed nimi widniała
głęboka na kilka pięter dziura. Byli pomiędzy ósmym a siódmym piętrem.
-Jak stąd zejdziemy?-
popatrzyła w dół Fran gdy Bucky zacisnął zęby
-Musimy przeskoczyć
dziure. Albo do niej zeskoczyć- wychylił się lekko by popatrzeć w głąb
przepaści- potem wyjdziemy na zewnątrz i zobaczymy co się stało-
Może się czepiam, ale czemu oni siadali do stołu z bronią.
OdpowiedzUsuńCzyżby Kurt zrobił Loganowi pranie mózgu, jak na księdza przystało?
Dobra, rozumiem, że to „radością” jest przesiąknięte ironią.
Myślałam, że to Stark płaci rachunki, ale dobra...
Domyślam się, że oni nie mieli ochoty na taniec. Aż tu czekać, żeby jakaś dziewczynka stanęła w drzwiach i powiedziała: „Kapitanie Rogers, jest pan moim tatą”. Cały czas na to czekam.
Fajnie wiedzieć, że odrobiłaś lekcje. Thor rzadko kiedy był najedzony. Z resztą. Wigilia. Post ścisły. Helloł!
A on nie może robić za transformator? Visiona jakoś dał radę kopnąć defibrylatorem.
A czy jego biurko to rzecz święta? Jak można bezcześcić biurko? Za kogo on się ma?
Oni tylko poszli na zakupy, strach pomyśleć, co by było, gdyby mieli wejść na biegun.
I jak to sufit zaczął walić się na głowę... Dosłownie.
Akurat w takim momencie? Na serio?
A ja wierzyłam w klasyczne Boże Narodzenie. Głupia ja.
I czekam na trzecią część. Trzymaj się! Wpadnę obczaić strony za kilka dni.
Pierwsze zdanie-według mnie to chyba dobrze, że wigilia się skończyła zanim się zaczęła. Podejrzewam, że to właśnie dlatego wszyscy żyją XD
OdpowiedzUsuńJezu, scena z talerzem latającym koło ucha to ja dziś rano. DOSŁOWNIE MUSNĄŁ!
A na :traktorem: ja się zaśmiałam, jestem inna? :")
Akcja nabrała takiego tempa i takie przeskoki, że naprawdę musiałam uważać czytając, a stosunkowo mi się to zdarza. ZMUSIŁAŚ MNIE DO MYŚLENIA.....GRATULUJĘ :*
Czekam na nn <3