trwa inicjalizacja, prosze czekac...

czwartek, 24 listopada 2016

ROZDZIAŁ 42

~~ Siemaneczkoo!!
~~W ten paskudny dzień, będąc znów przeziębiona (ah ta słaba odporność) przepisałam i opublikowałam rozdział! (tak słucham uważnie wykładów że aż rozdziały na nich pisze xd)
~~ Miałabym taki mały pomysł:
jakbyście byli ciekawi w jaki sposób Velvet poznała Boomeranga i co się z nią działo, to mogłabym w międzyczasie publikować rozdziały, które opowiadają własnie o tym. Mam już plus minus wszystko uporządkowane więc tylko siąść i pisać :D
~~ Onlyy imagiineeee and enjoooy the rozdziaaał!!
~~ PS: czo oni zrobili z tym bloggerem? :O Podrasowali skubańce.
(Eveline i jej problemy z Cyklopem xd)

-Stark?- zdziwiony futrzak przystanął w pracowni patrząc na intruza.
-Tak kochanie?- odparł mu, grzebiąc w jakichś narzędziach.
-Co tu robisz o tej porze?- spytał go gdy Tony tylko blado się uśmiechnął.
-Nie mogłem zasnąć- mruknął- więc postanowiłem popracować- wytłumaczył mu, przywołując do siebie skafander- Jarvis, zrób próbny przelot po siedzibie-
-ROBI SIĘ SZEFIE-  po czym wyleciał z pomieszczenia, prawie zderzając się z szefem bazy ETA.
-Tony!- krzyknął gdy wołany popatrzył na niego ze stoickim spokojem.
-No co, trzeba być czujnym- bronił się gdy poszkodowany tylko zatrzepotał skrzydłami- ale szef i tak ma dobry refleks-
-Dziękuje- kiwnął głową ale szybko zmienił temat- nie chce być niemiły ale …-
- … kiedy sobie stąd pójdziesz?- dokończył Hank gdy obgadywany, mrużąc oczy, przywołał swój skafander przez co jego „goście” musieli się schylić by na nich nie wpadł.
-Wcale mnie to nie zabolało- odparł obojętnie. A przynajmniej tak próbował.
-Zrozum że twoja obecność tutaj tylko wszystkich drażni- wytłumaczył mu Angel, jednak Tony wydawał się niezainteresowany tym co do niego mówił- wróć do sektoru ALFA. Tam jest twoje miejsce- zdołał usłyszeć tylko końcówkę. Kochany Tony, jak zwykle nikogo nie słucha- idź chociaż pogadaj z Kapitanem- prawie że go błagał. Blaszak jednak wydawał się być dalej w swoim świecie i miał gdzieś tych, z tego świata. Był bardzo uparty. Skoro Ameryka wybrał Buckyego to on nie zamierzał się wtrącać w ich „wielką miłość”, jak to kiedyś ujął w rozmowie z Vagnerem. Z tym ostatnim, od czasu do czasu, miała kontakt Eveline, która wszystko później przekazywała Rogersowi. Chyba czasami żałował że ma nas wszystkich na głowie … Z Ksenią, po tej okropnej wiadomości o jej przeniesieniu, kapitan rozmawiał często gęsto. Ani razu jednak nie spotkała się z Thorem. On zaś dalej nie wiedział że za chwile jej może zabraknąć. Żadnej poczty pantoflowej? No tak, brak Tonyego brak ploteczek.
-Nie …- usłyszeli we śnie nasi „strażnicy” – Nie śpie … jestem przytomna … nie włączajcie alarmu … nie włączajcie alarmu!- ostatni krzyk rozbudził ich do końca ze snu, zrywając ich prawie że na równe nogi. W celi zobaczyli śpiącą brunetke, przewracającą się nerwowo na boki mówiąc a czasem i krzycząc przez sen.
-Co się z nią dzieje?- szepnęła Fran, widząc jak Digger siedział przy dziewczynie, delikatnie przytulając ją do siebie.
-Ma koszmary- wytłumaczył jej Harkness, gdy dziewczyna zaczeła wierzgać nogami- przynieście mi piwo- poprosił lecz gdy Velvet zaczeła wrzeszczeć, krzyknął- już!- na te słowa Bucky zerwał się z miejsca, chwycił butelke piwa po czym podleciał do krat i podał mężczyźnie alkohol. Siostrzyczka zaś nie przestawała krzyczeć. Mówiła coś o gaszeniu światła, o nie biciu jej, o zostawieniu jej w spokoju, o alarmie. To było  przerażające. Dla nich pewnie też. Digger w jednej chwili otworzył butelke zębami po czym wsadził ją do ust brunetki, budząc ją w międzyczasie.
-Już dobrze Gwiazdeczko- szeptał do niej gdy ta otworzyła oczy, dysząc ze zmęczenia, z przerażenia … ze wszystkiego.
-Niech mnie nie zabierają …- szepnęła- niech zgaszą światło … niech zgaszą ten alarm …- mruczała pod nosem, patrząc tępym wzrokiem w sufit, gdy mężczyzna podniósł ją, by było jej wygodnie, i dalej podawał alkohol. W jednej chwili opróżniła całą butelke. Wsiu i nie było. Musi mnie tego nauczyć … Opróżniwszy butelke, Velvet, dalej dysząc, zamknęła oczy i wytarła ręką spocone czoło.
-Już dobrze … już po wszystkim …- przytulił ją do siebie, głaskając po głowie. Wow Digger taki troskliwy Wow.
-Boom …- szepnęła gdy ten mruknął na znak że ją słucha- … znowu krzyczałam?-
-Nie było aż tak źle- uśmiechnął się- obudziłaś tylko naszych przyjaciół koło celi- uspokajał ją gdy ta wzięła głęboki wdech po czym wtuliła się w niego i powoli zasneła.
-A jeśli znowu zacznie …- nie dokończyła Fran gdy Digger załagodził jej zapał.
- Jest pod wpływem alkoholu. Nie będzie już miała koszmarów-
-Chyba musimy zawiadomić kapitana- popatrzył na czerwoną zimowy żołnierz.
~~~~~~~~~~~~~~~~   
-Myślisz że faktycznie przyjdą i cię zabiorą do wojska?- spytała Eveline, gdy jadłyśmy śniadanie w stołówce. Ruda wydawała się być nieobecna. Chyba się tym przejęła. Jednak nie chciała by ktokolwiek powiedział o tym Thorowi. A Bóg Wszechmogący (że co Saturn?) wcale nie był taki głupi na jakiego wyglądał. Czuł że coś się kroi. Wyczuwało się to na kilometr. Jednak nikt nie puścił pary z ust. Gdy nie ma Starka jest solidarność. Ale Blaze się kilka razy do tego przymierzał więc Tony miałby godnego siebie zastępce.
-Chyba tak- odparła po długim milczeniu gdy zapomniałam nawet jakie było pytanie.
-Nie chcemy żebyś jechała- jęknęła Lana gdy Ruda uśmiechnęła się do nas.
-Chwila przerwy od tej siedziby na pewno dobrze mi zrobi- chyba ma nas dość- zawsze będę o was pamiętać-
-Tylko masz nas odwiedzać gnoju- wskazałam na nią gdy ta kiwnęła głową. W sumie mi też przydałyby się wakacje.
-Hej Saturnina- przy naszym stole przystał Logan. Oniemiałam na jego widok- Kapitan cię wzywa. Chyba podjął decyzje w sprawie włamywaczy- krótko i zwięźle. I oficjalnie. Zmierzył mnie wzrokiem po czym odszedł od stołu.
-A wy dalej drzecie koty?- podniosła brew Lana, wodząc za Howlettem wzrokiem.
-Jak widać- westchnęłam- Ksenia, chyba pojade z tobą-
W głównej sali, gdzie stała cela z tymi bandytami, Kapitan chodził w te i nazad niespokojnie. Wysłuchał część historii siostruni, którą opowiedział mu Bucky po porannym przebudzeniu po czym próbował to przetrawić. W międzyczasie zjawiłam się we wskazanym miejscu.
-O co chodzi Kapitanie?- spytałam wchodząc do pomieszczenia i nie patrząc w ogóle w strone celi.
-Saturnina- zaczął, gdy podeszłam do niego bliżej- wiem że to co zaraz usłyszysz raczej ci się nie spodoba, ale sądze że nie mamy innego wyjścia- nieźle się zaczyna …- Digger i Velvet zostaną wypuszczeni z celi do końca wizytacji Alana- KURWA CO?!- oczywiście z obrożą tak jak wam tłumaczyłem na zebraniu-
-Z całym szacunkiem ale Kapitan jest nienormalny-
-Możliwe- kiwnął głową Rogers wpatrując się w okno gdy prawie że wyszłam z siebie.
-Kto jest za tym by zmienić Kapitana?- krzyknęłam gdy Bruce, który cały czas nas obserwował zza komputera, podniósł brew z grymasem na twarzy- enybody?!- rozglądnęłam się jednak nikt nawet nie drgnął- Świetnie- mruknęłam- ale nie chce ich widzieć na oczy- wskazałam na Rogersa.
-Jeśli do końca wizyty nie zmienisz zdania to wrócą do celi- zapewnił mnie Kapitan gdy jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Bez słowa wyszłam z pomieszczenia, nie zwracając uwagi na krzyki Bannera, który próbował mnie przywołać. Nie tym razem Bannuś.
~~~~~~~~~~~~~~~
-Dobrze usłyszałem?- spytał z zaskoczeniem ale i też z radością Digger, gdy do celi wszedł Kapitan, razem z Laną, która trzymała w ręce dwie obroże.
-A siostrzyczka nie wyniesie się z siedziby przez to?- podniosła brew Velvet gdy Rogers kiwnął swojej dziewczynie by założyła brunetce urządzenie na szyje- hm czyli pewnie się wyniesie-
-Nie wyniesie- odparł Steve, patrząc uważnie na więźniów gdy Lady Dragon ostrożnie zakładała sprzęt.
-Nie boicie się nas?- podniósł brew ze śmiechem Harkness gdy Kapitan wskazał na stojących przy celi Buckyego i Fran, którzy celowali do nich z broni- oni są z naszych. Nie strzelą do nas- chyba zbytnio im ufał gdyż milimetr od niego przeleciała płonąca kula z ukochanej broni czerwonej.
-Widze właśnie- uśmiechnął się Rogers, widząc że byli mu lojalni- wiecie jak działają te obroże?- spytał gdy Lana skończyła zakładać brunetce urządzenie i wzięła się za mężczyznę.
-Wybuchną nam głowy?- spytal Digger gdy blondyn pokręcił przecząco głową.
-Jeśli zaczniecie  robić jakieś niedorzeczne rzeczy, pokopie was prąd. Jeśli będziecie chcieli zwiać, pokopie was prąd. Zaczniecie mi działać na nerwy, pokopie was prąd. Będziecie atakować naszych, prąd. Nie będziecie mnie słuchać …-
-Dostaniemy cukierka- wyszczerzyła się Velvet gdy, widząc że Harkness miał już założoną obroże, Bruce nacisnął przycisk. Więźniów przeszła fala prądu i zaraz za nią fala nieznośnego bólu.
- … prąd- dokończył  to zdanie Steve, którego młoda Halliwell nie dala mu dokończyć.

niedziela, 6 listopada 2016

ROZDZIAŁ 41

~ Hellou pipolee!! Z nutką Gwiezdnych Wojen witam was przy kolejnym końcu weekandu (Sylwio zamilcz).
~ Próbuje jakoś ogarnąć chaos na tym moim blogu i mam nadzieje że jakoś mi się to uda :P
~ A wy na jaki film Marvela najbardziej czekacie? :D





-Naszego mutanta?- spytał zdziwiony Steve- dla kogo i po co?-
-Myślałem że Kapitan zapyta kogo mamy na myśli- odparł mu gostek. Na jego głowie spoczywał piękny żołnierski kapelutek a kawałek koszuli, którą było widać, była tego samego kolorku co czapencja. Wojskowy. Tego nam tu jeszcze brakowało.
-To nie istotne dopóki nie dowiem się w jakim celu mam wam oddać jednego ze swoich-  tak rzecze nasz Kapitan, ugnij głowe i nie fikaj! Saturn poeta.
-To zarządzenie waszego szefa-
-Profesora Xaviera?- spytał Logan.
-Kogo?- spytał zdziwiony żołnierz. Jakich ludzi oni tam przyjmują – nie, nie. To jest niejaki Alan Abbrott-
-Nie znam gnoja- mruknął Rosomak gdy Kapitan machnął ręką by go uciszyć.
-Co się stało z profesorem?- spytał go Tarcza gdy pytany wzruszył rękami.
-Odszedł? Zginął?- wtrącił się Cyklop-jakiś pogrzeb?-
-Nic nie wiem- po tych słowach zauważyłam że ci, którzy znali Profesora, byli, jakby to ująć … ciutke wkurzeni- nowy szef przyjdzie was odwiedzić w tym tygodniu więc jego się zapytacie-
-A o kogo wam chodzi?- spytał w końcu, widząc że gościu, z którym gada, nie ma bladego pojęcia o niczym.
-Niejaka …- spuścił na chwile głowe, grzebiąc w jakichś papierach. Niejaka? Kobieta? Jezu … ja?- Ksenia Kardona- no tak Saturn, nie jesteś pępkiem świata. Na te słowa odetchnęłam z ulgą i zbulwersowałam się jednocześnie. Tak, da się tak zrobić naraz.
-Na co wam ona?- spytał podejrzliwie Ameryka.
-Ma moce, które bardziej przydadzą się u nas w armii niż u was-
-Na co wam się ma przydać?- nieustępliwy kapitan to dobry kapitan.
-Pytania zostawcie szefowi-
-Ale ja jestem szefem- Tarcza ma racje.
-Nie takim szefem. Żegnam.- odparł po czym się wyłączył. W tej chwili czmychnęłam z pomieszczenia, zmieszana całą tą sytuacją.
-Niewychowani ci żołnierze- mruknął pod nosem Logan.
-W dodatku ale ci dopiekł- wtrącił się Blaze- ja bym mu z chęcią pochłonął dusze-
-Co niby Ksenia ma takiego że chcą akurat ją?- podniósł brew Cyklop gdy Kapitan zaczął rozmyślać.
-A co z tymi cieciami, Kapitanie?- wtrącił się Banner.
- Skoro ma przyjść ten cały „szef wszystkich szefów” to albo trzeba ich ładnie schować albo wdrążyć mój plan w życie- no na pewno.
-Bez głosu Saturniny i Logana?- spytał Blaze gdy Rosomak wywrócił oczami.
-Reszta przecież też ma głos- bronił się wyżej nominowany- nie możemy ich pominąć-
-Zróbmy próbe- zaproponował Kapitan- jeśli zachowają się dobrze to resocjalizacja pójdzie w ruch-
-Olać resocjalizacje! Ksenie chcą nam odebrać!- oburzyła się Lana gdy Steve intensywnie myślał nad tym wszystkim. Jak się wali to wszystko naraz.
-Dobra, spokojnie- podniósł ręce- przyjmiemy tego Alana i wypytamy o wszystko. Oby on był bardziej rozgadany- pokiwał głową- tylko na razie nic nie mówcie …-
-Gdzie mnie chcą zabrać?!- do Sali wpadła przerażona ruda. Heheh zgadnijcie skąd się dowiedziała …
-… Ksenii- dokończył zdanie Rogers po czym westchnął, przeczesując wszystkich obecnych wzrokiem- Saturnina … kiedy ty się nauczysz trzymać język za zębami …- kapitan, jako że był najlepszym szefem pod słońcem jakiego widziałam, wytłumaczył Ksenii co i jak i kazał na razie tego nie rozgłaszać, a zwłaszcza Thorowi. Wiedział że  Bóg Wszechświata mógłby się mu postawić, przez co, gdy nowy szef szefów przyszedłby w „odwiedziny”, byłby dym. Zebranie zakończyło się w trochu nerwowej atmosferze. Ani razu późnej nie wspomniał o tej resocjalizacji tych debili. I dobrze. Ksenia ważniejsza.
-Bruce, co o tym myślisz?- spytał kapitan po chwili dumania. Stał oparty o swoje biurko i patrzył w jeden punkt. Banner zaś krzątał się po pomieszczeniu i od czasu do czasu rzucał okiem na więźniów pilnowanych dalej przez Buckyego i Fran. Czy oni kiedykolwiek śpią?
-Steve- westchnął głęboko z taką miną że każdy zauważyłby że zadane mu pytanie było trudne- jeśli mamy wyjść dobrze przed nowym szefem to nie możesz słuchać się Saturniny, a tym bardziej czekać na to żeby łaskawie zmieniła zdanie. Czasem trzeba podjąć decyzje, którą nie wszyscy pochwalą. Ale raczej o tym już wiesz- doskonale pamiętał wybryki Steve’a których nikt nie pochwalał. Ale zawsze wychodziło mu to na dobre. Przystanął chwile, widząc jak więźniowie zasneli wtuleni w siebie- czytałem troche o nich- wskazał na nich głową- w Diggerze  nie wiem czy jest coś dobrego ale w Velvet na pewno. Zabijała z zemsty, nie dlatego że jej się to podobało. Jeśli uda nam się wzbudzić w niej jakiekolwiek uczucia to Harkness pójdzie za nią-
-Miłość jakoś okazuje- zauważył kapitan.
-Nie sądze- wtrącił się Bucky podchodząc do nich- może i tak to wygląda, ale nieźle nim manipuluje. Robi to z głową przez co Digger zrobiłby dla niej wszystko. To na nią trzeba uważać- popatrzył na ich niedowierzające miny więc szybko dodał- uwierzcie mi bo pilnuje ich cały czas i widze jak się zachowują. Trzeba być ostrożnym-
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~  
-Fran … Fran!-
-Uwaga bo strzelam!- obudziła się wystraszona, celując w przybysza, który ją wołał.
-Przyniosłem ci tylko kawe- brunet podniósł obie ręce z czarną cieczą w kubku do góry, jako znak że się poddaje. Ciut się wystraszył ale ,gdy dziewczyna się roześmiała, spuścił je.
-Debil- szepnęła biorąc kawe z uśmiechem. Brunet odmienił jej tym samym po czym usiadł przy niej na podłodze. Była piąta rano. Siedzieli oparci o kraty i pilnowali dzielnie więźniów. Dzisiaj w nocy mogli chwile sobie pospać, ponieważ kapitan i Banner długo dumali nad sytuacją, obserwując przetrzymywanych.
-To już ci kawy więcej nie przyniose- westchnął, opierając głowe o metalowe pręty, gdy dziewczyna obróciła się w jego strone.
-Pewnie zatruta- zaśmiała się przypatrując się poczynaniom bruneta.
-Miałem nadzieje że się nie zorientujesz-powiedział poważnym tonem odwracając głowe w jej strone gdy dziewczyna przez chwile zatrzymała się w miejscu, ponieważ brała akurat łyk kawy. Zimowy Żołnierz, widząc jej mine, buchnął śmiechem.
-Kretynie! Wystraszyłeś mnie!- klepnęła go tak że wylała mu się gorąca kawa na … krocze- Jezu przepraszam!- aż wstała i, widząc że biedny cierpiał, chociaż powstrzymywał się od krzyku, wzięła szmatke po czym zaczeła go wycierać.
-Nie no może ja tam sobie wytre- zaczął się śmiać, widząc że Fran odważnie wycierała mu plame na kroczu. Dziewczyna migiem puściła szmatke, zdając sobie sprawe z tego co robi, gdy Buck prawie popłakał się ze śmiechu. Troche pół na pół bo i ze śmiechu i z bólu- nie mogę z tobą- nie mógł przestać się śmiać, wycierając się teraz bez jej pomocy. Fran speszona próbowała udawać niewzruszoną- chyba ze wstydu podpaliły ci się włosy- zauważył gdy włosy dziewczyny prawie że płoneły, taki nabrały kolor- no weź, nic się nie stało- próbował ją przekonać- było śmiesznie- wzruszył ramionami.
-Maszt ci się podniósł mądralo- mruknęła gdy brunet zakrył „podnośnik” szmatką.
-Jak taka piękna dziewczyna go wycierała- zaśmiał się patrząc na nią gdy Fran aż pojawiły się wypieki na policzkach. Może i aż tak długo się nie znali ale większość czasu spędzali razem. Zbliżyło ich to bardzo. Tak bardzo że Bucky miał wielką ochote działać, albo przynajmniej zaczął działać. Objął jej policzek w delikatnym uścisku i pogłaskał. Był tak rozgrzany że prawie by się poparzył. Dobrze że dotykał ją mechaniczną ręką. W dodatku jej usta też rozpromieniały krwistą czerwienią, przez co miał ochote poczuć to ciepło. Powoli przybliżał się do niej, myślać tylko o jednym … o skosztowaniu smaku jej ust.
-Ale wy się grajdacie- pomiędzy nimi, ale oczywiście po drugiej stronie krat, pojawił się Digger, stojąc i patrząc na ich poczynania. Migiem wstali.
-Boom coś ty zrobił- zaprotestowała Velvet- chciałam zobaczyć do czego byliby zdolni. Może akurat byłby pornol za darmo-
-Nie śpicie już?- głupie pytanie Fran.
-Jak widzisz- wzruszył ramionami brodacz- Velvet woli nie spać bo nic nie piła przed snem-
-Macie tam wode- zauważył Bucky.
-Alkoholu- sprecyzował- dzisiaj zapomnieliście jej go przynieść-
-Co ma alkohol do spania?- spytała Fran, idąc do małej lodówki po puszke.
-Na trzeźwo ma koszmary- wytłumaczył Digger gdy czerwona podniosła brew.
-No chyba ich nie będziesz rozpijać od samego rana- podrapał się po głowie żołnierz.
-Jeśli chcecie być świadkami Armagedonu, to zapraszam- wskazał na Velvet, która zasneła, zmęczona całonocnymi próbami uwolnienia się od ramion Morfeusza.