trwa inicjalizacja, prosze czekac...

wtorek, 2 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 34

~~ Żeby nie było że wstawiam rozdziały raz na miesiąc, albo rzadziej, postarałam sie i napisałam jeden teraz :) ~~ I jak wam mineła pierwsza połowa wakacji? (łeee Sylwia ty deklu!) nie martwcie się, pokutuj to teraz co dzień ... xd
~~ I jak myślicie, czy nowi przybysze zaadoptują się z nowym otoczeniem? 

-Mam takie pytanko- podniósł reke Johnny gdy już byliśmy w sali ćwiczeń- czy twój przyjaciel przy demostracji nas nie pozabija?- pyta się ten który tym bardziej nie umie kontrolowac swojej mocy …
-Udam że tego nie słyszałem- oznajmił ze spokojem Cap gdy nowy spuścił głowe. Widać że nie był dumny ze swojej przeszłości- Bucky- zwrócił się do przyjaciela który ukradkiem popatrzył na niego- opowiedz o sobie-
-Ktoś już to zrobił za mnie- wzruszył ramionami po czym pewniej podniósł głowe- wiecie już raczej że zabiłem dużo ludzi no i nie czuje się z tym dobrze. Ale nie będe siebie ani bronić ani usprawiedliwiać. Wiem że robiłem to wbrew własnej woli i chce to naprawić- chwycił się za metalową ręke- to ustrojstwo zostało do mnie przyczepione po tym jak wyłowili mnie z rzeki. Jest metalowa i bardzo wytrzymała-
-Da się na niej smażyć jajecznice?- spytała nagle Fran.
-Nie-
-Eeh … to lipa- wzruszyła ramionami.
-Ale za to może rozkwasić komuś twarz- założył ręke na ręke cwaniacko.
-Co mi z rozkwaszenia? Z ludzkiej twarzy nie zrobie jajecznicy- broniła się czerwona gdy Bucky nie wiedział co powiedzieć.
-Moja krew! Piona!- aż podskoczyłam z tego wszystkiego, jednak …- ał ał-… przecież wszystko mnie boli.
-Nie szarżuj Planetoido bo nie mam zamiaru cię pózniej składać- mruknął do mnie Johnny gdy usłyszałam wark Wolverina- znaczy on nie ma zamiaru cię składać- wybronił się. W tym też momencie Bucky zaczął swoja prezentacje: na polu bitwy znalazło się kilka robotów. On zwinnie roztrzaskał każdego, który stanął mu na drodze. Na końcu roztrzaskał ściane, która stała na środku sali. My się wspinaliśmy na nią na ćwiczeniach … nie mówie że tego nie lubiłam ale ciesze się że już jej nie ma.
-Oczywiście nie zrobie nikomu z was krzywdy, puki ktoś nie wypowie kodu. Wtedy może być kłopot- sprecyzował Bucky gdy kapitan poklepał go po ramieniu.
-Nikt go już więcej razy nie wymówi, nie martw się- uspokajał go.
-Migrena, twoja kolej- wskazał na czerwoną Zimowy Żołnierz gdy ta zmierzyła go wzrokiem.
-Migrene to ty zaraz możesz mieć- warkneła- siema! To znowu ja, Fran, nie żadna Migrena. To że TARCZA nie potrafi napisać nazwiska poprawnie to już ich sprawa …- chwyciła za broń- w każdym bądz razie otóż i moje małe cacuszka. To co trzymam w ręce to mój ulubiony sprzęcior MSBS zwany Torpeda- przejechała po nim palcem- moja najstarsza broń, która załatwiła wiele łotrzych tyłeczków- pomajtała brwiami po czym wskazała na reszte- mój M416 zwany Lucyfer, mój P90 zwany Destroy, MP5k zwany Shogun, Mini-Uzi zwany … w sumie został dalej Mini-Uzi- po czy wskazała na swój mniejszy składzik- a tu są te mniejszego kalibru czyli rewolwery, kilka granatów, małe pistolety- nie żeby co ale wszyscy wgapiali się w to przedstawienie jak debile. W życiu nigdy nie widziałam tyle sprzętu do rozwalania naraz. Pewnie nawet w TARCZY takiego składzika nie mają.
-Co za laska- szepnął Rider gdy roglądnełam się po sali. Oj chyba chłopczykom pociekła ślinka. Czyżby faktycznie konkurencja Lany? No tak .. ta załatwia ich wdziękiem a ta brońmi.
-Opowiedz im jakie masz moce- wtrącił się Ameryka.
-Spokojnie kapitanku, już opowiadam- uspokajała go czerwona po czym chwyciła za swoją „Torpede”- jak już mówiłam moja ksywka to Fuego czyli, logiczne, władam ogniem. Ale- podniosła palec- to nie jest zwykly ogień- przeładowała swoje cacuszko- zobaczcie- po czym wystrzeliła z niego w strone kukły. Nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby nie to że broń się zapaliła przez co automatycznie i kula zajeła się płomieniem. Wyglądało to jakby Ghost Rider strzelał ze sprzętu- wiem że niby nic, bo reszta ma pewnie lepsze moce, ale niestety takie coś posiadam- zamachnela się swoją bronią- przy okazji potrafie unicestwić maszyne, dotykając jej i sprawić by ogień przenikł do niej i popalił jej obwody- cwana poza- tak jak to zrobiłam u Iron Mana-
-Nie będzie się gniewał skoro zabiera swoje dupsko z naszej siedziby- machnął ręką Logan.
-Tyle spokoju- mruknął Cyclop. Widze że Tony uzbierał sobie niezły fanclub.
-Spokój- próbował zapanować nad nami Ameryka- coś jeszcze Fran?-
-Eahm na razie wszystko- uśmiechneła się słodko po czym zeszła ze sceny. Widziałam ten wzok … zgadniecie kogo? No ba, jesteście najlepsi w zgadywanki. Lana z przeszywającym wzrokiem stała razem z nami i wpatrywała się w roześmianą czerwoną. Chyba dowiedziała się o jej wizycie u Kapitana „sam na sam”. A Lana, z tego co widze, to niezła petarda.
-Wow- szepnął Bucky powoli wychodząc z szoku- zaimponowałaś mi- obrócił się do czerwonej.
-Heh szkoda ze o tobie nie moge powiedzieć tego samego- zgasiła go gdy James tylko spuścił głowe. Mineła już osiemnasta na zegarkach gdy nasz sektorek zdąrzył się już zapoznac z nowo przypełzniętymi. Stark zabrał swoje paczuszki i ładnie odmaszerował do pobliskiego sektora Eta, który przyjął go z wielką … eahm radością?
-Serio chcesz się z tamtąd wynieść?- spytał go Hank, widząc jak Stark układa w laboratorium swoje kartony.
-Tak Hankuś, nie zdzierże obecności tego kryminalisty- warknął- Skoro Steve jest tak w niego wpatrzony to niech on grzebie mu w laboratorium-
-A co z Bannerem?-
-A co ma być? Nie tylko ze mną się tam przyjaźni- rozpakowywal dalej.
-Ale z tobą się najlepiej dogadywał-
-Ma tam Planetoide i swoją ukochaną Romanoff, czego chcieć więcej?- wzruszył ramionami.
-A co mamy zrobić z Clintem?- po tym pytaniu Stark przystanął z wypisanym pytajnikiem na twarzy- stwierdził że skoro ty się tu przeniosłeś to on może przenieść się tam-
-Taka niańka z niego?- zaśmiał się- kupcie mu zwierzaczka, może się nim zajmie-
-Przemyśl to Tony-
-Nie Hank, ja już postanowiłem- nieugięty skurczybyk. Na szczęście Ameryka nie zgodził się na zamiane Tony-Clint więc wszystko było po staremu. Plus minus …
-Bruce- kukneła przez drzwi Eveline.
-Oo wreszcie ktoś normalny- uśmiechnął się wołany- wchodź Barton- zaprosił ją do środka.
-Miło mi to słyszeć- uśmiechneła się- słuchaj, nie wiesz gdzie jest Saturnina? Od zebrania jej szukam i nie moge jej nigdzie znaleźć-
-Przecież ona ledwo chodzi- podniósł brew- daleko nie uciekła-
-Saturnina?- zza szafy wyszła czerwonowłosa, polerująca swojego Mini-Uzi- ta fioletowa?-
-Tak, widziałaś ją gdzieś?-
-Coś mi migło przed oczami- rozglądneła się po czym otworzyła jedną ze szafek- vuala!- no i mnie znalazła …
-Saturn co ty wyrabiasz?- wzruszyła rękami blondyna.
-I kiedy ty tu weszłaś?- pytał zdziwiony Bruce.
-A myślałam że kolorowe włosy trzymają się razem- warknełam na nową gdy ta niezrozumiale podniosła brew.
-Nie warcz na osobe która w danej chwili trzyma w ręku broń- kiwneła głową Fran gdy Eveline pomogła mi się wyczłapać ze szafy.
-Co się dzieje?- szepneła gdy zrobiłam skwaszoną mine- porozmawiamy w pokoju?- kiwnełam głową na tak- dobrze- po czym … zniknełyśmy!
-Co to za czary?- przystała w miejscu Fran, widząc że wyparowałyśmy jak kamfora.
-Nasza Eveline Barton bawi się w magika- uśmiechnął się Bruce gdy dziewczyna dalej roglądała się po pokoju. Międzyczasie …
-O, znalazłaś ją!- na mój widok w pokoju rozległ się krzyk Ksenii.
-Gdzie była- podparła się o ściane Lana, widząc jak powoli siadam na łóżku.
-Nie uwierzycie- zasmiała się blondi- w szafie- po tych słowach dziewczyny raczej nie zrozumiały powodu mojego czynu- Fran mi ją pomogła znależć-
-Uuh nawet nie wymawiaj tego imienia- mrukneła Lana, spuszczając głowe.
-Czuje zazdrość- zaśmiała się ruda.
-Ta żmija kręci się koło Kapitana!
-Ty też wsadzasz łapki nie tam gdzie trzeba- poruszałam brwiami na co obgadywana ciut się zarumieniła- rozprawiczyłaś stólatka, brawo!- zaczełam klaskać.
-A ty za to uciekasz przed około stótrzydziestolatkiem- cwana poza Lany i już uśmieszek zniknął z moich ust.
-Możecie mi powiedzieć co jest grane?- biedna Ksenia niewtajemniczona- jak przyszłyśmy do ciebie to Logan cię … całował?-
-Bez taki,dobra?!- oburzyłam się- robił mi oddychanie usta usta …-
-Na siedząco?- podniosła brew ruda.
-Nosz cholera!- i znowu się oburzyłam- pocałowałam go na korytarzu żeby ta hołota mogła przejść i złapać przestępce ale tak wyszło że pomyślał że coś do niego czuje i pocałował mnie po moim przebudzeniu! Jestem w dupie!- błagam, żeby nikt nie stał za drzwiami bo wydarłam się chyba na cały sektor.
-A tak szczerze Saturn- usiadła koło mnie Lana, spec od spraw sercowych- czujesz cos do niego?-
-Co ty mi tu za pytania zadajesz- mojego oburzenia nie było końca …
-Normalne. Powiedz tak czy nie, to nie jest takie trudne-
-A ty nie zadawaj mi głupich pytań, to nie jest takie trudne!- zmałpowalam ją gdy reszta raczej pojeła co moge czuć.
-Saturnina- przytuliła mnie Eveline- ty się zadłużyłaś w Loganie!-


2 komentarze:

  1. Powtórzę słowa, kilkakrotnie słyszane w Teen Wolfie: Kontrola jest przeraklamowana. Po co nad sobą panować i przestrzegać przepisów, kiedy przeciwnicy wciskają gaz do dechy?
    Fran, do jajek jest patelnia, a nie tarcza z Vibranium.
    Okey... A czy Logan nie jest trochę... no wiesz, za stary dla Saturniny?
    Rozdział super, czekam na nn! Pozdrawiam. Wiem, że słabo, mam strasznie mało czasu, i muszę jeszcze załatwić tlen. Cześć!

    OdpowiedzUsuń
  2. No już bez postarzania kapitana prosze stara :P On spał 70 lat a nie 100 :D :D czy tylko ja zamiast cacuszek za pierwszym razem przeczytałam cycuszek ? quwaaa:D :D rozdział genialnie się czytało pzed pracom :P mam teraz zbyt duzo fantazji w głowie :P :D <3

    OdpowiedzUsuń

Never too young to be a superhero \m/