trwa inicjalizacja, prosze czekac...

poniedziałek, 30 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 16

Po przerwie wracamy do kolejnego rozdziału! :D Chciałam zrobić sobie chwile wolnego bo w sumie mało co byłam w domu a jak nastała ciemność to padałam spać bo nie miałam juz siły na nic xd Ale otóż i kolejny soczysty rozdział! Specjalnie dla was fani Marvela! 
PS: pospamuje trocchu --> bloguu przyjaciółka zaczeła pisac a pasowało by ją powspierać :) Wpadać! ;)

Pogrążeni w szukaniu, połowa sektoru wyruszyła przed siebie by wybadać teren. Zdani tylko na siebie, błądzili i niuchali jakiekolwiek nowe poszlaki, nie wiedząc w sumie co może dziać się w siedzibie. Ameryka chodził a raczej błąkał się po lesie, mając się na baczność. Las był wielki, rozciągał się przez kilkaset hektarów. Możnabyło się w nim zgubić jednak sektor Alfa miał ze sobą łączność.
-Eeh przez te małolaty nie moge się skupić na misji- warknął, wyciągając ustrojstwo i patrząc w nie- dalej coś kombinują przy tej tablicy ale co ...- pogrążony w rozmyślaniu przez chwile stracił czujność a stracić ją w takim miejscu nie wróżyło nic dobrego. Wpatrując się w to co robiła grupa pozostawiona bez opieki w siedzibie, nie zauważył jak dziwne zmutowane zwierze rzuciło się na niego tak że ustrojstwo wyleciało mu z ręki. Ameryka szybko odepchnął od siebie mutanta po czym spojrzał na niego- O matko ... co ci zrobili?- szepnął gdy ujżał przed sobą wysoką mieszanke zwierzęcia i człowieka, nawet nie wiadomo było co to jest. Kapitan chciał mu pokazać że jednak jest nastawiony pokojowo, lecz zwierz wcale nie chciało go słuchać.Atakował, nie zważając na jego słowa. Ameryka, przez to że leżał na podłodze, nie mógł się podnieść gdyż zwierz co chwile nie dawał mu wstać. Chwycił za tarcze i rzucił nią w niego lecz ona otarła się o stwora po czym wleciała w las i znikneła- no pięknie- waknął, próbując się od niego uwolnić gdy nagle tarcza wróciła i trzasneła stwora w łeb. W tej samej chwili z tego samego miejsca wyskoczyła Lana która jednym ruchem skrzydeł obezwładniła zwierze po czym rzuciła nim o ziemie, ratując Kapitana.
-Wszystko dobrze Kapitanie?- spytała, podchodząc do niego w międzyczasie też składając skrzydła. On w pierwszej chwili zamarł nie wiedząc co powiedzieć jednak po krótkiej chwili otrzepał się i ogarnał.
-Tak tak- kiwnął głową wstając- dziękuje- skinął głową gdy Lana się uśmiechneła.
-Do usług- popatrzyła na niego dumna że ocaliła mu życie po czym zaczeła przyglądać się mutantowi- czyżby naukowcą się nudziło?-
-Najwidoczniej nie mają nic do roboty- wzruszył rękami, kucając przy mutancie- Lady Dragon weż próbke do analizy dla Bannera- odparł jej gdy ta kiwneła głową i zrobiła co kazał. Mutant najwidoczniej poczuł ukłócie ponieważ rozmachnął się zdzielając ręką obojga. Dziwnym trafem wstał lecz tym razem chwycił za Lane, którą przycisnął do drzewa chcąc jej wypróć flaki, jednak Ameryka nie pozwolił by cokolwiek stało się dziewczynie. Chwytając za tarcze, rozmachnął się i wycelował w mutanta który, po tym jak nią dostał, upadł na ziemie nieprzytomny. Rogers jednak dla pewności uderzył go drugi raz tarczą po czym podszedł do Lany- nic ci nie jest?- kucnął przy niej, przeglądając jej szyje gdyż właśnie tam mutant ją złapał.
-Jest ... dobrze ...- szepneła kaszląc gdy Ameryka dał jej wody do picia. W tejże chwili z nieba zaczeły spadać malutkie smoczęta które rozpływały się z dotykiem ziemi. Wyglądały jak świecący pyłek spadający z gwiazd. Steve zaczął się rozglądać zadziwiony tym co zobaczył.
-Widze że jednak dobrze się czujesz- uśmiechnąl się dalej spoglądając w niebo.
-To mnie uspokaja i regeneruje siły- odparła wyciągając dłoń i tworząc w niej małego smoka z pyłku. Kapitan dalej zadziwiony tym zjawiskiem, wpatrywał się w jej ręke jak zaczarowany. W końcu powoli ją zamknął tak że pył wydostał się z boku ręki.
-Masz moc- szepnął otwierając jej ręke gdzie znów widniał mały smok z pyłku.
-Może i jestem jedyna która tak myśli ale ... bycie mutantem nie jest takie złe- odparła mu po czym pozwoliła małemu stworkowi odlecieć w przestworza gdzie znów zamienił się w świecący pył.
--------------------------------------
-Dobra dobra ludzie, peszycie mnie- stanął na środku pokoju Tony po czym wszedł na biurko- a więc ... imprezka!- krzyknął puszczając fajerwerki z dłoni. Barek Bannera był już pięknie wyczyszczony a to co zostało walało się gdzieś po pokoju lub reszta trzymała go w ręce. Żadnych zasad, żadnych reguł, żadnych kieliszków lub szklanek. Prawdziwi mutanci piją z gwinta! W tej siedzibie odprawiało się totalne szaleństwo i chyba nikt już nie byl trzeżwy.
-Co ... wy tu ...- z wyjątkiem jego.
-Bruce!- krzykneliśmy wszyscy gdy on złapał się za głowe i poleciał do swojego barku.
-Odkupicie mi to wszystko!- krzyknął- nie wkurzajcie mnie!- nie zdążył krzyknąć dalej gdy Cyklop wsadził mu butelke do ust i kazał łyknąć na ochłode.
-Bruce! Łap!- rzuciłam do niego sok bo akurat to co pił to była wódka, ale chyba za wielki łyk wziął ponieważ nie złapał i dostał nim w twarz- ... oj-
-Nic się nie stało!- wstał szybko i popił sokiem.
-A ty nie chciałeś imprezki robić- popchnełam lekko Cyklopa jednak był już tak wstawiony że się wywalił- oo ...- popatrzyłam na swoje dłonie- mam moc wywracania!- krzyknełam gdy nagle to samo spotkało i mnie.
-Ja też- zaśmiała się Eveline podchodząc do Cyklopa i ciągnąc go do góry. Ten jednak na złośc pociągnął ją do siebie tak że wylądowała na nim.
-Jestem królem disco, ja potrafie wszystko!- na biurku staneła Ksenia, bez swojego worka, tańcząc jakby szaleju się najadła lub po prostu opiła.
-Dajesz mała!- zaczął tańczyć w zbroi Tony popijając przy tym.
-Tylko tym razem się w nią nie zlej dobra? Ja nie będe po tobie sprzątać- pojawił się przy nim Bruce, ledwo mówiący i od czasu do czasu poprawiający sobie okulary.
-Banner! Hamuj!- krzyknełam do niego ze śmiechem gdy coś o wiele ciekawszego przykuło moją uwage. Cyklop i Eveline dalej leżeli na podłodze jednak Scott w nadmiarze emocji i alkoholu pocałował ją! Zaniemówiłam.
-Banner! Muzyka!- krzyknął do niego Tony.
-Banner to Banner tamto- mruknął do siebie i dał na fulla muzyke- może być?!- krzyknął gdy nam prawie odpadły uszy.
-Mój mózg!- zaśmiałam się łapiąc za głowe.
-Którego nie masz!- odkrzyknął mi Stark gdy ja zwaliłam go na podłoge.

-Imprezka na całego!- krzykneła Ksenia zamieniając się w wielką tańczącą kule disco, która kręciła się po całym pokoju. I oto jak kończy się zostawianie nas samych w siedzibie. No cóż ... zostawiajcie nas tak dalej! Nie ma problemu!

środa, 11 czerwca 2014

ROZDZIAL 15

Serdeczna strzała kochani! :D Jestem w trakcie oglądania Iron Man Armored Adventures ... z kibla xd Powiem wam że ciekawy serial, polecam! J
-- Polecam też bloga o smokaaach!!! AAA :D à Klikuniać!

-Wreszcie troche spokoju- rzuciłam się na łóżko zmęczona tymi wszystkimi ćwiczeniami.
-Ty masz wiecznie spokój- zaśmiała się Eveline, siedząc koło mnie i czytając książke- nawet nie próbuj się bronić. Zawsze się wywijałaś z części ćwiczeń-
-Masz jakieś plany na dziś?-
-Tak ... w spokoju przeczytać książke więc cii- odparła mi, gdy ja tylko wywróciłam oczami i zaczełam gapić się w sufit.
-Dziewczyny- do pokoju weszła Lana.
-Chyba jednak nie jest mi to dane- westchneła blondyna.
-Mamy się stawić do głównej Sali ,natychmiast- wytłumaczyła nam, gdy zrezygnowane wstałyśmy z łóżka.
-Po kiego wcześniej nam kazał wracać do pokoi, skoro teraz znów nas woła- mruknełam zniesmaczona, wychodząc z resztą na korytarz.
-Energooszczędny człowiek- zaśmiała się skrzydlata po czym udałyśmy się do Sali. Niech ci ludzie się zdecydują ... albo nas odsyłają do pokoi albo gnębią dalej. Okazało się że nie tylko nas sprowadził szefuncio.
-Nawijaj- zaczął pierwszy Tony, gdy już wszyscy ustawiliśmy się do słuchania.
 -Słuchajcie załogo, doszły do nas niepokojące wieści że naukowcy zdołali skrzyżować wiele gatunków zwierząt i stworzyli z nich potwory. Są całkowicie im oddane i zniszczą wszystko i każdego kto się do nich zbliży. Nie możemy pojechać wszyscy, ponieważ ktoś musi pilnować siedziby-
-Od czarnej roboty jest Banner- wzruszył ramionami Tony gdy dostał od niego w głowe.
-Tak? To mi pomożesz w tej czarnej robocie- kiwnął głową Bruce po czym przeszedł koło niego obojętnie.
-Czyli Stark zostaje- zaczął Ameryka gdy Tony zniesmaczony coś pomruczał że się tu marnuje i wyszedł- Logan, na pewno nam się przydasz, nikt się tak nie skrada jak ty- odparł gdy chciałam coś powiedzieć- chyba wszyscy słyszeli twój nocny wypad do lodówki gdy ci upadł telefon- po tym już nic się nie odzywałam- Thor, ty i twój młot też się przydacie-
-Szkoda że nikt nie będzie mi go trzymał- westchnął Bóg Wszechświata gdy miałam ochote zadzwonić do jego ojca i powiedzieć mu ‘Przepraszam, spłodził pan debila’. Póżniej przeanalizowałem jego zdanie i wyglądało to jakby mówił o czymś zupełnie innym ...
-Saturnina- ocknełam się gdy Kapitan mnie zawołał- zostaniesz na straży, razem z Eveline i ... Ksenia zdejmij tą torbe z głowy-
-Weżcie może Ksenie zanim ją zabije- uśmiechnełam się gdy spojrzałam na rudą, która miała papierową torbe na głowie z wyciętymi dziurami na oczy.
-Może weżmy też Lane?- wtrącił się Thor- z tymi skrzydłami może nas ocalić z niejednej opresji, poza tym ona lata więc z powietrza więcej zobaczy- kiwnął głową gdy widziałam w oczach Ameryki lekkie zaniepokojenie. Czyżby trauma po ostatnich zdarzeniach? Niee ... przecież Steve jest silny! Jest mądry! Ale czyżby też był uległy?
-Dobry pomysł- przytaknął mu Ameryka gdy chyba nie wiedział w co się pakuje- Reszta zostaje i ma pilnować siedziby, ZROZUMIANO?- spytał głośno i wyrażnie, gdy my pomruczeliśmy pod nosem, przytakując międzyczasie. W naszej siedziby był chyba oficjalny dzień mruczenia pod nosem albo dzień w którym nikomu nic nie pasowało. Gdy ekipa pojechała na zwiady, my zaś zostaliśmy w siedzibie, nie wiedząc co robić.
-Więc?- spytałam, siadając na biurku i patrząc na błądzących wzrokiem kompanów.
-Chyba musimy pilnować, nie?- mrukneła Ksenia.
-Zdejmij tą torbe albo własnoręcznie będziesz musiała odbudować sobie twarz- warknełam gdy ruda nieśmiało kukała z pod torby.
-Ludzie, czy musicie akurat tu przebywać gdzie ja? – wtrącił się nagle Banner, którego w sumie dotychczas nie zauważyliśmy, ponieważ siedział cicho i próbował się skupić na robocie.
-Co ty tam tyle robisz że ...- mruknełam, zeskakując z biurka i powoli podchodząc do niego.
-Waruj Halliwell! Nie twoja sprawa!- krzyknął gdy migiem się zatrzymałam.
-Banner udusiłbym cię, gdyby nie to że jesteś nam potrzebny- odparł mu grzecznie Tony gdy Banner tylko podniósł kciuka i dalej wrócił do swoich rzeczy.
-Czyli co, przez cały dzień mamy tu siedzieć i gapić się na dokumenty?- spytał Cyklop, patrząc na papiery.
-Tylko uważaj żebyś ich nie przypalił- zaśmiałam się gdy Banner podniósł się gwałtownie z krzesła.
-Ale czy musicie to robić tutaj?- warknął.
-Papiery są u ciebie, niby mamy je przenieść?- podniósł ręce Scott gdy Bruce zrezygnowany pokiwął głową i udał się do wyjścia, biorąc ze sobą laptopa.
-W takim razie ja wychodze- i po tych słowach wyszedł z Sali znikając nam z oczu. Zapadła cisza, taka troche niezręczna. Wymieniliśmy się wzrokiem z Cyklopem ... w sumie to było dość niemożliwe ale na to wyglądało, po czym zaczeliśmy błądzić wzrokiem po pomieszczeniu.
-Mamy tu tak siedzieć i nic nie robić aż do powrotu reszty?- mrukneła Eveline, ostrząc sobie strzały.
-Zanudzimy się na śmierć- jękneła Ksenia, rozkładając się na biurku i dalej mając tą głupią tarbe na głowie.
-Wymyślmy coś ... pograjmy w berka- zaproponował Tony gdy reszta odparła zgodnym ‘nie’- przynudzacie jak Banner-
-Ty- zerwałam się nagle.
-Ja? No chyba nie! Wy przynudzacie!-
-Nie o to chodzi- machnełam ręką- Banner siedzi tutaj calutkimi dniami, sam- kiwnełam głową.
-I co z tego?-spytał nie łapiąc Cyklop.
-Nie rozumiecie? Całkiem sam- zaczełam im wolno tłumaczyć.
-Yyy nie chciałbym mieć sprośnych myśli ...- mruknął Tony.
-Nie o to mi chodzi!- zatrzymałam go szybko- Tylko o to że na pewno nie siedzi tutaj na trzeżwo!- zaczełam szperać po jego szafkach.
-Banner? Serio?- podniosła brew Eveline gdy wyciągnełam z jednej szafki butelke wina- ... serio? Skąd ty to wziełaś?-
-Z szafki oznaczonej ‘BB’ czyli Barek Bannera- wyszczerzyłam się.
-Lub po prostu ‘Bruce Banner’- założył ręke na ręke Cyklop.
-... kto chce?- podniosłam flaszke do góry gdy wszystkim postawiły się antenki i zwrócili oczy w strone flaszki, a najbardziej to Ksenia.
-O nie nie nie, nie namówisz mnie- zaczął wymachiwać rękami Cyklop- ja się w to nie mieszam-
-No weż Scott!- poszłam za nim gdy ten zamierzał wyjść z Sali- Zróbmy układ- zatrzymałam go gdy ten odwrócił się w moją strone- zrobimy szybkie zawody: jesli wygram, pijesz z nami, jesli nie, dołączasz do nudziarzy czyli do Bannera- zaproponowałam gdy ten stanął przede mną rozmyślając i analizując wszystkich wzrokiem. Raz patrzył na mnie a raz na reszte. Wkońcu westchnął po czym kiwnął głową.
-No dobra- powiedział niechętnie.
-Świetnie!- klasnełam w dłonie- Dawaj! Zawody w mruganiu!- krzyknełam po czym rozdziabiłąm oczy, patrząc na niego. Ten tylko popatrzył na mnie przez chwile po czym odwrócił się i znów udał się do drzwi- mrugnąłeś! Ha!-
-Uran, może coś co dałoby szanse obu stroną-wtrącił się Tony po czym wcielił w życie swój plan.
------------------------------------ 
-Znów lasy Kapitanie?- spytał Thor, wychodząc z samolotu.
-Naukowcy nie przenieśli swojej bazy, a z tego co wiemy jest gdzieś w tych lasach. Plus jest taki że przynajmniej mamy już zbadany teren- odparł mu Ameryka , prowadząć ich w głąb.
-To czego szukamy szefie?- wtrąciła się Lana, gdy ten nabrał powietrza i pewności siebie.
-Cokolwiek co doprowadzi nas do nich oraz jakiekolwiek dziwne potwory które będą nas atakować- powiedział na jednym oddechu po czym zatrzymał się i odwrócił do załogi- musimy się rozdzielić: Lana, umiesz latać więc badaj teren z powietrza-
-Robi się- uśmiechneła się po czym wyciągneła skrzydła i wzbiła się w przestworza, migiem znikając im z oczu.
-Dobra Thorze, co to miało być?- zaczął Ameryka, gdy Thor podniósł ręce broniąc się.
-No co? Umie latać, szybciej wytropi coś lub kogoś z powietrza-
-Nie klam-
-No dobrze, chciałem cię wkurzyć- uśmiechnął się- ide w prawo!- krzyknął i jak powiedział tak zrobił. Logan stał tylko przed nim i kiwał głową z dezaprobatą.
-Szefie, masz jakiś kontakt z siedzibą?- spytał po chwili.
-Oczywiście, nie zostawiłbym ich sam bez opieki- odparł po czym wyciągnął małe ustrojstwo na którym ukazała się sala gdzie była druga połowa grupy: Cyklop i Tony stali przed wielką tablicą, rozmyślając, gdy reszta siedziała, leżała na biurku i ich obserwowała.
-Co oni robią?-
-Nie mam pojęcia ale grunt że siedziba stoi- kiwnął głową Steve zamykając ustrojstwo- idz w lewo, ja ide prosto-

-Się robi szefie- kiwnął głową po czym udał się w odpowiednim kierunku.

środa, 4 czerwca 2014

ROZDZIAL 14


Witam ludze i ludzięta! W tym nowym miesiącu życze wam miłych wakacji! ... a racja wy jeszcze chodzicie do szkoły xd w takim razie życze miłych wakacji sobie i wszystkim maturzystą! :D (człowiek skurwiel)
-- jak zauważyliście wszystkie ankiety się wyzerowały. Czemu? Kolejne pytanie do blogspota na które jescze nie mamy odpowiedzi. W każdym bądz razie w mojej karierze blogerowicza zdażylo mi się to już 3 razy a po kilku tygodniach głosy wracały, więc mam nadzieje że w tym przypadku też.
-- a więc zapraszam!  Oraz możecie mi powiedzieć co ciekawego planujecie we wakacje :D
PS: zapraszam na Bitstrip na fb! :D
Kolejny dzień i kolejna ranna udręka. Nie chciałam mieć znów na pieńku z Kapitanem więc postanowiłam że zbiore się grzecznie i pójde na ten trening, niestety mając świadomość co mnie czeka. Postanowiłam jednak wpierw zażyć troche kąpieli , gdyż to mnie zawsze relaksuje. Musze też rozkminić plan jak walczyć z robotami, skoro w tym pomieszczeniu moja moc zanika. Chcą za wszelką cene bym nauczyła się walczyć i nabrała troche kondycji.
-O już wstałaś?- usłyszałam głos i to co zobaczyłam przed sobą tak mnie wstraszyło że momentalnie zakryłam się pianą- trzeba to zapisać-
-Logan!- krzyknełam, gdy udało mi się wysłowić. Howlett pojawił się tak z dupy w mojej łazience! Chwila ...- Eveline ...-
-No cóż, może i maczała w tym palce ale tylko po paznokcie, poza tym pamiętasz co ci obiecałem?- spytał podnosząc brew.
-Że grzecznie wyjdziesz?- odpyskowałam mu, próbując nie dać po sobie znać że mogłabym być ciut speszona jego obecnością. Ten tylko pokiwał głową dając mi do zrozumienia że nie trafiłam i dalej cwaniacko się uśmiechał. A niech go szlag!
-Wiesz że jeśli chodzi o zemste to ja słowa dotrzymuje- kiwnął głową gdy wziełam pierwszą lepszą rzecz pod ręką i rzuciłam nią w niego. Ten tylko delikatnie się odsunął i dalej patrzył ze stoickim spokojem na mnie. Tak będziemy pogrywać hę? Teraz rzucałam w niego wszystkim co mialam pod ręką: szamponami, odżywkami, szczotkami, mydlami, gdybym miała troche więcej siły to  by kiblem dostał- skończyłaś?- spytał, gdy zabrakło mi już sił i rzeczy pod ręką.
-Możesz podać mi szampon?- warknełam gdy ten tylko wzruszył rękoma.
-To wstań i go sobie weź-odparł mi gdy rozległ się wielki wark. W tej właśnie chwil uświadomiłam sobie że moge się zamienić w lamparta i bez jakichkolwiek problemów przejśc koło niego i pokazac mu drzwi. A więc tak też zrobiłam- ciekawe jak otworzysz mi drzwi-
-Co?-
-Ja ci drzwi otworzyłem- kiwnął głową a ja miałam ochote go zabić, gdyż w tej chwili wyprowadził mnie całkowicie z równowagi. Ja wiem, ja wiem że nie da się go zabić, ale tak korci że masakra. Zostawiłam go przy drzwiach wyjściowych po czym poszłam do łazienki się przebrać. W sekundzie wróciłam z powrotem i łaskawie otworzyłam mu drzwi- i co tak długo?- na to pytanie dosłownie wypchnełam go z pokoju i zatrzasnełam za nim drzwi.
------------------------------------------------------- 
Gotowa już i bez żadnych zaskoczeń, wyszłam z pokoju i poszłam na poranny trening. Gdy tylko dotarłam do odpowiedniego pomieszczenia miałam trzy cele: unikac Logana, zabić Eveline i zobaczyć mine Ameryki po wczorajszym.
-Witam załogo- jeden cel miałam już namierzony, gdyż Kapitan pojawił się wśród nas. Wyglądał na spokojnego, ale pewnie to tylko pozory- gotowi do porannych ćwiczeń?-
-Rozumiem że to miał być sarkmazm- podniosłam brew szepcząc do siebie.
-Przepraszam za spóżnienie!- w tym momencie do Sali ćwiczeń wpadła zsapana Lana. Widać było u Kapitana że cosik mu się adrenalinka powiększyła ale dalej mężnie stał i dawał przykład wzorowego przywódcy.
-O ja pitole jest 10-ta- szepnełam, gdy zauważyłam zegarek. Faktycznie Lanie udało się przekonać Ameryke, by zaczął ćwiczenia ciut póżniej!- szybka jesteś Saturnina-
-Hej- usłyszałam głos po czym odwróciłam się do stojącego przy mnie przybysza.
-Yoł- odparłam widząc że to Ksenia. Jednak, gdy lepiej jej się przypatrzyłam, wybauszyłam oczy po czym chwyciłam ją i dopchałam do łazienki, którą zamknełam.
-Co znowu?!-
-Odbiło ci?! Jak ty wyglądasz?!-
-O co ci ...-
-Masz tyle tapety na ryju że jak bym cię postawiła przy ścianie i przystawiła suszarke to byś całą ściane pomalowała!- krzyknełam, widząc jej zagubienie- zmywaj to- chwyciłam papier toaletowy, zamoczyłam w wodzie i próbowałam w jakiś sposób jej to zmyć.
-Zostaw mnie! Ja ci nie mówie jak się masz malować!- krzykneła, broniąc się po czym zamieniając się w piłke.
-Dzwi są zamknięte a wiesz ... piłki nie mają rąk- teraz to ja byłam tą cwaną.
-Wypuść mnie- warkneła, przemieniając się znów w człowieka.
-Nie, zanim ci nie zmyje tej tapety- odparłam gdy ta zaczeła szarpać za drzwi, nie mogąc ich otworzyć.
-Tego szukasz?- spytałam, machając jej kluczami przed oczyma. I wtedy zaczeła się zaciekła walka o głupi klucz przez głupią tapete.
-Odwal się ode mnie i daj mi ten klucz!-
-Najpierw zmyj tapete!-
-Dziewczyny! Co się tam dzieje?- usłyszałyśmy głos Tonyego, gdy pewnie tymi krzykami przerwałyśmy ćwiczenia.
-Niic- odparłyśmy razem, zatrzymując się na chwile. Niestety Ksenia skożystała z okazji, wyrwała mi klucz i otworzyła drzwi. I co zastała przed sobą?
-Wszystko gra?- spytał Bóg Wszechświata, gdy rudą zatkało.
-Złap mnie- szepneła.
-Co?- spytałam, gdy Ksenia zmeniła się w słoik. W ostatniej chwili ją chwyciłam. Thor popatrzył zdziwiony na nas a ja dalej nie zczaiłam co się stało- Trza było tak wcześniej mówić to bym ogórki w tobie zakisiła- odparłam gdy poczułam jak słoik mi się porusza w rękach- uu kopie- zaśmiałam się gdy dalej miałam na sobie wzrok Thora- peszek, przejdzie jej- zwinnym ruchem ominełam go po czym poszłam ją jakoś ogarnąć- zaraz wracam!-
-Okej ...- szepnął Kapitan- Banner!-
-Już się robi kochani!- dało się słyszeć z głośników, gdy reszta zaczeła rozkminiać o co chodzi. W tym samym czasie koło nich staneła niewielka armia ... niewielkich robotów.
-Eahm ...- zaczął Logan- ty też coś ćpałeś? ... nawet nie próbuj- zatrzymał Tonyego, gdy chciał już coś powiedzieć. W tym samym czasie popatrzyli na Lane, która z uśmiechiem rozłożyła skrzydła.
-Gdzieś ty była, gdy nas tu katowali- szepnął Tony. I tak dni mijały na treningach i wysiłkach, chociaż nie tak wielkich gdyż Lana w większości przypadkach przejmowała stery. Okazało się że Ksenia, gdy się peszy, zamienia się w słoik! Ciekawe powiem wam ... w tych dniach nie mieliśmy ani chwili by troche odpocząc, pogadać, powygłupiać się, jednak w końcu Ameryka postanowił dać nam chwile wolnego byśmy odsapneli. Miło z jego strony, zwłaszcza że mi już łapy odpadają. Przy okazji dowiedzieliśmy się kilku rzeczy, między innymi to że ktoś inny przejął szefostwo nad naszymi siedzibami, i to nie był już Profesor X ...