Po przerwie wracamy do kolejnego rozdziału! :D Chciałam zrobić sobie chwile wolnego bo w sumie mało co byłam w domu a jak nastała ciemność to padałam spać bo nie miałam juz siły na nic xd Ale otóż i kolejny soczysty rozdział! Specjalnie dla was fani Marvela!
PS: pospamuje trocchu --> bloguu przyjaciółka zaczeła pisac a pasowało by ją powspierać :) Wpadać! ;)
PS: pospamuje trocchu --> bloguu przyjaciółka zaczeła pisac a pasowało by ją powspierać :) Wpadać! ;)
Pogrążeni
w szukaniu, połowa sektoru wyruszyła przed siebie by wybadać
teren. Zdani tylko na siebie, błądzili i niuchali jakiekolwiek nowe
poszlaki, nie wiedząc w sumie co może dziać się w siedzibie.
Ameryka chodził a raczej błąkał się po lesie, mając się na
baczność. Las był wielki, rozciągał się przez kilkaset
hektarów. Możnabyło się w nim zgubić jednak sektor Alfa miał ze
sobą łączność.
-Eeh
przez te małolaty nie moge się skupić na misji- warknął,
wyciągając ustrojstwo i patrząc w nie- dalej coś kombinują przy
tej tablicy ale co ...- pogrążony w rozmyślaniu przez chwile
stracił czujność a stracić ją w takim miejscu nie wróżyło nic
dobrego. Wpatrując się w to co robiła grupa pozostawiona bez
opieki w siedzibie, nie zauważył jak dziwne zmutowane zwierze
rzuciło się na niego tak że ustrojstwo wyleciało mu z ręki.
Ameryka szybko odepchnął od siebie mutanta po czym spojrzał na
niego- O matko ... co ci zrobili?- szepnął gdy ujżał przed sobą
wysoką mieszanke zwierzęcia i człowieka, nawet nie wiadomo było
co to jest. Kapitan chciał mu pokazać że jednak jest nastawiony
pokojowo, lecz zwierz wcale nie chciało go słuchać.Atakował, nie
zważając na jego słowa. Ameryka, przez to że leżał na podłodze,
nie mógł się podnieść gdyż zwierz co chwile nie dawał mu
wstać. Chwycił za tarcze i rzucił nią w niego lecz ona otarła
się o stwora po czym wleciała w las i znikneła- no pięknie-
waknął, próbując się od niego uwolnić gdy nagle tarcza wróciła
i trzasneła stwora w łeb. W tej samej chwili z tego samego miejsca
wyskoczyła Lana która jednym ruchem skrzydeł obezwładniła
zwierze po czym rzuciła nim o ziemie, ratując Kapitana.
-Wszystko
dobrze Kapitanie?- spytała, podchodząc do niego w międzyczasie też
składając skrzydła. On w pierwszej chwili zamarł nie wiedząc co
powiedzieć jednak po krótkiej chwili otrzepał się i ogarnał.
-Tak
tak- kiwnął głową wstając- dziękuje- skinął głową gdy Lana
się uśmiechneła.
-Do
usług- popatrzyła na niego dumna że ocaliła mu życie po czym
zaczeła przyglądać się mutantowi- czyżby naukowcą się
nudziło?-
-Najwidoczniej
nie mają nic do roboty- wzruszył rękami, kucając przy mutancie-
Lady Dragon weż próbke do analizy dla Bannera- odparł jej gdy ta
kiwneła głową i zrobiła co kazał. Mutant najwidoczniej poczuł
ukłócie ponieważ rozmachnął się zdzielając ręką obojga.
Dziwnym trafem wstał lecz tym razem chwycił za Lane, którą
przycisnął do drzewa chcąc jej wypróć flaki, jednak Ameryka nie
pozwolił by cokolwiek stało się dziewczynie. Chwytając za tarcze,
rozmachnął się i wycelował w mutanta który, po tym jak nią
dostał, upadł na ziemie nieprzytomny. Rogers jednak dla pewności
uderzył go drugi raz tarczą po czym podszedł do Lany- nic ci nie
jest?- kucnął przy niej, przeglądając jej szyje gdyż właśnie
tam mutant ją złapał.
-Jest
... dobrze ...- szepneła kaszląc gdy Ameryka dał jej wody do
picia. W tejże chwili z nieba zaczeły spadać malutkie smoczęta
które rozpływały się z dotykiem ziemi. Wyglądały jak świecący
pyłek spadający z gwiazd. Steve zaczął się rozglądać
zadziwiony tym co zobaczył.
-Widze
że jednak dobrze się czujesz- uśmiechnąl się dalej spoglądając
w niebo.
-To
mnie uspokaja i regeneruje siły- odparła wyciągając dłoń i
tworząc w niej małego smoka z pyłku. Kapitan dalej zadziwiony tym
zjawiskiem, wpatrywał się w jej ręke jak zaczarowany. W końcu
powoli ją zamknął tak że pył wydostał się z boku ręki.
-Masz
moc- szepnął otwierając jej ręke gdzie znów widniał mały smok
z pyłku.
-Może
i jestem jedyna która tak myśli ale ... bycie mutantem nie jest
takie złe- odparła mu po czym pozwoliła małemu stworkowi odlecieć
w przestworza gdzie znów zamienił się w świecący pył.
--------------------------------------
-Dobra
dobra ludzie, peszycie mnie- stanął na środku pokoju Tony po czym
wszedł na biurko- a więc ... imprezka!- krzyknął puszczając
fajerwerki z dłoni. Barek Bannera był już pięknie wyczyszczony a
to co zostało walało się gdzieś po pokoju lub reszta trzymała go
w ręce. Żadnych zasad, żadnych reguł, żadnych kieliszków lub
szklanek. Prawdziwi mutanci piją z gwinta! W tej siedzibie
odprawiało się totalne szaleństwo i chyba nikt już nie byl
trzeżwy.
-Bruce!-
krzykneliśmy wszyscy gdy on złapał się za głowe i poleciał do
swojego barku.
-Odkupicie
mi to wszystko!- krzyknął- nie wkurzajcie mnie!- nie zdążył
krzyknąć dalej gdy Cyklop wsadził mu butelke do ust i kazał
łyknąć na ochłode.
-Bruce!
Łap!- rzuciłam do niego sok bo akurat to co pił to była wódka,
ale chyba za wielki łyk wziął ponieważ nie złapał i dostał nim
w twarz- ... oj-
-Nic
się nie stało!- wstał szybko i popił sokiem.
-A
ty nie chciałeś imprezki robić- popchnełam lekko Cyklopa jednak
był już tak wstawiony że się wywalił- oo ...- popatrzyłam na
swoje dłonie- mam moc wywracania!- krzyknełam gdy nagle to samo
spotkało i mnie.
-Ja
też- zaśmiała się Eveline podchodząc do Cyklopa i ciągnąc go
do góry. Ten jednak na złośc pociągnął ją do siebie tak że
wylądowała na nim.
-Jestem
królem disco, ja potrafie wszystko!- na biurku staneła Ksenia, bez
swojego worka, tańcząc jakby szaleju się najadła lub po prostu
opiła.
-Dajesz
mała!- zaczął tańczyć w zbroi Tony popijając przy tym.
-Tylko
tym razem się w nią nie zlej dobra? Ja nie będe po tobie sprzątać-
pojawił się przy nim Bruce, ledwo mówiący i od czasu do czasu
poprawiający sobie okulary.
-Banner!
Hamuj!- krzyknełam do niego ze śmiechem gdy coś o wiele
ciekawszego przykuło moją uwage. Cyklop i Eveline dalej leżeli na
podłodze jednak Scott w nadmiarze emocji i alkoholu pocałował ją!
Zaniemówiłam.
-Banner!
Muzyka!- krzyknął do niego Tony.
-Banner
to Banner tamto- mruknął do siebie i dał na fulla muzyke- może
być?!- krzyknął gdy nam prawie odpadły uszy.
-Mój
mózg!- zaśmiałam się łapiąc za głowe.
-Którego
nie masz!- odkrzyknął mi Stark gdy ja zwaliłam go na podłoge.
-Imprezka
na całego!- krzykneła Ksenia zamieniając się w wielką tańczącą
kule disco, która kręciła się po całym pokoju. I oto jak kończy
się zostawianie nas samych w siedzibie. No cóż ... zostawiajcie
nas tak dalej! Nie ma problemu!