trwa inicjalizacja, prosze czekac...

poniedziałek, 30 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 16

Po przerwie wracamy do kolejnego rozdziału! :D Chciałam zrobić sobie chwile wolnego bo w sumie mało co byłam w domu a jak nastała ciemność to padałam spać bo nie miałam juz siły na nic xd Ale otóż i kolejny soczysty rozdział! Specjalnie dla was fani Marvela! 
PS: pospamuje trocchu --> bloguu przyjaciółka zaczeła pisac a pasowało by ją powspierać :) Wpadać! ;)

Pogrążeni w szukaniu, połowa sektoru wyruszyła przed siebie by wybadać teren. Zdani tylko na siebie, błądzili i niuchali jakiekolwiek nowe poszlaki, nie wiedząc w sumie co może dziać się w siedzibie. Ameryka chodził a raczej błąkał się po lesie, mając się na baczność. Las był wielki, rozciągał się przez kilkaset hektarów. Możnabyło się w nim zgubić jednak sektor Alfa miał ze sobą łączność.
-Eeh przez te małolaty nie moge się skupić na misji- warknął, wyciągając ustrojstwo i patrząc w nie- dalej coś kombinują przy tej tablicy ale co ...- pogrążony w rozmyślaniu przez chwile stracił czujność a stracić ją w takim miejscu nie wróżyło nic dobrego. Wpatrując się w to co robiła grupa pozostawiona bez opieki w siedzibie, nie zauważył jak dziwne zmutowane zwierze rzuciło się na niego tak że ustrojstwo wyleciało mu z ręki. Ameryka szybko odepchnął od siebie mutanta po czym spojrzał na niego- O matko ... co ci zrobili?- szepnął gdy ujżał przed sobą wysoką mieszanke zwierzęcia i człowieka, nawet nie wiadomo było co to jest. Kapitan chciał mu pokazać że jednak jest nastawiony pokojowo, lecz zwierz wcale nie chciało go słuchać.Atakował, nie zważając na jego słowa. Ameryka, przez to że leżał na podłodze, nie mógł się podnieść gdyż zwierz co chwile nie dawał mu wstać. Chwycił za tarcze i rzucił nią w niego lecz ona otarła się o stwora po czym wleciała w las i znikneła- no pięknie- waknął, próbując się od niego uwolnić gdy nagle tarcza wróciła i trzasneła stwora w łeb. W tej samej chwili z tego samego miejsca wyskoczyła Lana która jednym ruchem skrzydeł obezwładniła zwierze po czym rzuciła nim o ziemie, ratując Kapitana.
-Wszystko dobrze Kapitanie?- spytała, podchodząc do niego w międzyczasie też składając skrzydła. On w pierwszej chwili zamarł nie wiedząc co powiedzieć jednak po krótkiej chwili otrzepał się i ogarnał.
-Tak tak- kiwnął głową wstając- dziękuje- skinął głową gdy Lana się uśmiechneła.
-Do usług- popatrzyła na niego dumna że ocaliła mu życie po czym zaczeła przyglądać się mutantowi- czyżby naukowcą się nudziło?-
-Najwidoczniej nie mają nic do roboty- wzruszył rękami, kucając przy mutancie- Lady Dragon weż próbke do analizy dla Bannera- odparł jej gdy ta kiwneła głową i zrobiła co kazał. Mutant najwidoczniej poczuł ukłócie ponieważ rozmachnął się zdzielając ręką obojga. Dziwnym trafem wstał lecz tym razem chwycił za Lane, którą przycisnął do drzewa chcąc jej wypróć flaki, jednak Ameryka nie pozwolił by cokolwiek stało się dziewczynie. Chwytając za tarcze, rozmachnął się i wycelował w mutanta który, po tym jak nią dostał, upadł na ziemie nieprzytomny. Rogers jednak dla pewności uderzył go drugi raz tarczą po czym podszedł do Lany- nic ci nie jest?- kucnął przy niej, przeglądając jej szyje gdyż właśnie tam mutant ją złapał.
-Jest ... dobrze ...- szepneła kaszląc gdy Ameryka dał jej wody do picia. W tejże chwili z nieba zaczeły spadać malutkie smoczęta które rozpływały się z dotykiem ziemi. Wyglądały jak świecący pyłek spadający z gwiazd. Steve zaczął się rozglądać zadziwiony tym co zobaczył.
-Widze że jednak dobrze się czujesz- uśmiechnąl się dalej spoglądając w niebo.
-To mnie uspokaja i regeneruje siły- odparła wyciągając dłoń i tworząc w niej małego smoka z pyłku. Kapitan dalej zadziwiony tym zjawiskiem, wpatrywał się w jej ręke jak zaczarowany. W końcu powoli ją zamknął tak że pył wydostał się z boku ręki.
-Masz moc- szepnął otwierając jej ręke gdzie znów widniał mały smok z pyłku.
-Może i jestem jedyna która tak myśli ale ... bycie mutantem nie jest takie złe- odparła mu po czym pozwoliła małemu stworkowi odlecieć w przestworza gdzie znów zamienił się w świecący pył.
--------------------------------------
-Dobra dobra ludzie, peszycie mnie- stanął na środku pokoju Tony po czym wszedł na biurko- a więc ... imprezka!- krzyknął puszczając fajerwerki z dłoni. Barek Bannera był już pięknie wyczyszczony a to co zostało walało się gdzieś po pokoju lub reszta trzymała go w ręce. Żadnych zasad, żadnych reguł, żadnych kieliszków lub szklanek. Prawdziwi mutanci piją z gwinta! W tej siedzibie odprawiało się totalne szaleństwo i chyba nikt już nie byl trzeżwy.
-Co ... wy tu ...- z wyjątkiem jego.
-Bruce!- krzykneliśmy wszyscy gdy on złapał się za głowe i poleciał do swojego barku.
-Odkupicie mi to wszystko!- krzyknął- nie wkurzajcie mnie!- nie zdążył krzyknąć dalej gdy Cyklop wsadził mu butelke do ust i kazał łyknąć na ochłode.
-Bruce! Łap!- rzuciłam do niego sok bo akurat to co pił to była wódka, ale chyba za wielki łyk wziął ponieważ nie złapał i dostał nim w twarz- ... oj-
-Nic się nie stało!- wstał szybko i popił sokiem.
-A ty nie chciałeś imprezki robić- popchnełam lekko Cyklopa jednak był już tak wstawiony że się wywalił- oo ...- popatrzyłam na swoje dłonie- mam moc wywracania!- krzyknełam gdy nagle to samo spotkało i mnie.
-Ja też- zaśmiała się Eveline podchodząc do Cyklopa i ciągnąc go do góry. Ten jednak na złośc pociągnął ją do siebie tak że wylądowała na nim.
-Jestem królem disco, ja potrafie wszystko!- na biurku staneła Ksenia, bez swojego worka, tańcząc jakby szaleju się najadła lub po prostu opiła.
-Dajesz mała!- zaczął tańczyć w zbroi Tony popijając przy tym.
-Tylko tym razem się w nią nie zlej dobra? Ja nie będe po tobie sprzątać- pojawił się przy nim Bruce, ledwo mówiący i od czasu do czasu poprawiający sobie okulary.
-Banner! Hamuj!- krzyknełam do niego ze śmiechem gdy coś o wiele ciekawszego przykuło moją uwage. Cyklop i Eveline dalej leżeli na podłodze jednak Scott w nadmiarze emocji i alkoholu pocałował ją! Zaniemówiłam.
-Banner! Muzyka!- krzyknął do niego Tony.
-Banner to Banner tamto- mruknął do siebie i dał na fulla muzyke- może być?!- krzyknął gdy nam prawie odpadły uszy.
-Mój mózg!- zaśmiałam się łapiąc za głowe.
-Którego nie masz!- odkrzyknął mi Stark gdy ja zwaliłam go na podłoge.

-Imprezka na całego!- krzykneła Ksenia zamieniając się w wielką tańczącą kule disco, która kręciła się po całym pokoju. I oto jak kończy się zostawianie nas samych w siedzibie. No cóż ... zostawiajcie nas tak dalej! Nie ma problemu!

3 komentarze:

  1. hahah :D omg zaczyan mi się coraz bardziej podobać :D może bedzie ślub <3 o podróży poślubnej już nie wspomne xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Już wiem, co mi w tym nie gra. Piosenka disco polo, której słucha mój brat. A te pyskówki? Rety... Skąd ty bierzesz te teksty?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze niezbyt ciekawie ale z humorem :D Za to Cię kocham haha :D

    OdpowiedzUsuń

Never too young to be a superhero \m/